Drugiego dnia scenę festiwalu „Dla Ciebie” przejęli raperzy oraz duet zajmujący się szeroko rozumianą muzyką hip-hopową i trapową. Dnia 7 września na scenie jako pierwszy pojawił się Kubańczyk. Po nim swoje tzw. 5 minut miał Gibbs, a następnie PRO8L3M. Każdy z występujących na tym evencie na zaprezentowanie się miał identyczny czas, co kolejni wykonawcy z tu przywołanych. Z czego najbardziej zostanie zapamiętane ich pojawienie się w Białymstoku na pierwszej edycji tego festiwalu?
fot. Dariusz Piekut/Politechnika Białostocka
Występ Kubańczyka
Drugi dzień festiwalu „Dla Ciebie” był o tyle inny od pierwszego, że w sobotę na terenie kampusu pojawiła się znacznie młodsza publiczność. Przybyli fani rzadziej przekraczali barierę 30 lat. Tym samym potwierdziły się moje przypuszczenia odnośnie do tego eventu. Choć akurat nie były one odkrywcze, czy zbyt alternatywne względem głosów zasłyszanych w sieci tuż po ogłoszeniu składów na tegoroczny festiwal „Dla Ciebie”.
Mianowicie, że pierwszego dnia postawiono na większą różnorodność i bardziej doświadczonych artystów. W piątek stworzono bardziej klimat znany z festiwali znanych z telewizji. Dla odmiany w sobotę wykreowano inną jakość. Sprawdzono, ilu młodych białostoczanek i białostoczan jest związana z występującymi 7 września. Nie sposób ocenić, co było lepsze, a co gorsze. Sądzę tak, ponieważ dzięki temu osiągnięto dwa różne poziomy czerpania przyjemności z obecności na festiwalu „Dla Ciebie”. W sobotę z wykonawcami w większym stopniu mogło się tzw. młode pokolenie, czyli osoby do około 28. roku życia.
Względem pierwszego dnia, to trzeba oddać to, że Kubańczyk na scenie pojawił się znacznie wcześniej względem Łukasza Drapały. Podobnie z resztą jak publiczność. Łukasz ze sceny namawiał do podejścia bliżej niego rzucając ze sceny: „Jak coś, to już się zaczęło! Może warto sprawdzić, kto tu zaczął?”. Natomiast Kubańczyk od razu wszedł w takt jednego ze swych utworów. Z jednej strony można teraz zwrócić uwagę na skalę rozpoznawalności jednego i drugiego wykonawcy. Jednak z drugiej – i bardziej preferowanej przeze mnie – młodsze pokolenie jest bardziej zafascynowane swoimi ulubionymi postaciami. Za tą tezą przemawia to, że nie tylko więcej osób było wcześniej pod sceną, ale też to, że było ich po prostu… więcej.
Plusem było też to, że Kubańczyk także porzucił pomysł występowania z playbacku. Oddaję mu też to, że wykonał większość ze swych nowych utworów. Jednak, co do jego występu również można mieć zastrzeżenia. Najbardziej w oczy rzuciła mi się niewielka interakcja ze zgromadzoną publicznością. Pytania o treści: „Jaki numer gramy dalej?” były najczęściej powtarzanymi. Stoję na stanowisku, że przy jego rozpoznawalności jednak warto prowadzić kontakt z publiką w inny sposób. Za takowy minus uznaję także to, że najrzadziej – z występujących w sobotę – angażował publiczność w wykonywanie jego utworów. Aby „tylko” odsłuchać kolejne utwory, nie trzeba wybierać się na koncert.
Występ Gibbsa
Mateusz Przybylski – w odróżnieniu od Kubańczyka – postawił na większą interakcję; wręcz integralność. Już przy pierwszym wykonywanym utworze zaznaczył, że ma pewną propozycję związaną z jego występem. Poprosił publiczność, żeby nagrywać rolki, filmiki lub robić zdjęcia z jego występu na pierwszych 4 utworach. Tak, aby później móc skupić się na, jak to nazwał: „Wzajemnym występowaniu”.
Do dziś w pamięci dźwięczą mi jego następujące słowa: „Wiem, że fajnie jest mieć pamiątkę, ale nie pozwólcie, by stracić teraźniejszość przez pamiątki. Pamiętajcie: Wy jesteście tu dla nas, a my dla Was. Zróbmy razem coś fajnego!”. Sądzę, że było to po prostu… urocze. Takie, które pokazało, jak wiele można osiągnąć niewielkim kosztem. Zwłaszcza, że w trakcie występu „Gibbsa” publika angażowała się w wyśpiewywanie jego utworów nawet jeszcze częściej niż kiedy Kubańczyk przejął scenę. Ktoś złośliwy mógłby uznać, że: „Dlatego, że jest jeszcze bardziej znany”.
Z pewnością miało to jakiś wpływ na to, co się działo tydzień temu w sobotę po godzinie 20-stej na terenie kampusu Politechniki Białostockiej. Jednak to nie jedyny powód, którym można by było wytłumaczyć wspominaną sytuację. Gibbsowi uznanie należy się także za to, że wykonał praktycznie wszystkie utwory ze swych ostatnich płyt. Najwięcej z nich pochodził z albumu zatytułowanego „Safe”. Jednak jako wytrawny „gracz” nie zapomniał także o zaprezentowaniu białostockiej publiczności największych hitów jak np. „Nigdy nie zapomnę”, „Zawsze chciałem pić tylko z wygraną”, „Stan”, „Zawsze chciałem”, „Nigdy albo zawsze”, „(Po)ciąg dalszy nastąpi), czy – mający przeszło 104 miliony wyświetleń na samym YouTubie – „Piękny świat”.
W tym miejscu żartobliwie można by było powiedzieć, że minusem było to, że „Gibbs” w pewnym momencie zszedł ze sceny. Takowym byłoby wtedy też to, że zagrał tylko raz bis. Jednak mnie najbardziej zabrakło czegoś innego. Mianowicie, spokojniejszej zmiany nastrojów poszczególnych utworów. Moim zdaniem zmiana rytmu z melancholii, swego rodzaju zadumania w czas wprost stworzony do pogo był zbyt szybki. Sądzę, że Mateusz mógł bardziej dopasować rytmikę, aby aż tak dynamicznie nie zmieniać klimatu. Wolałbym dłużej zanurzyć się w swe myśli niż na 4 minuty, jak i też dłużej „wyskakać się” niż przez jeden numer.
Występ PRO8L3M-u
Tak jak w piątek główną gwiazdą wieczoru była Agnieszka Chylińska, tak w sobotę pod sceną większość zgromadzonych czekała na duet tworzący ten zespół. O popularności ostatnich artystów pojawiających się na scenie dobitnie świadczyło to, że nawet nie musieli się odzywać, by publiczność w rytm muzyki wyśpiewała wszystkie zwrotki poszczególnych utworów. Słysząc, co się dzieje, sam PRO8L3M miał… problem w zrozumieniu tego, co właśnie się dzieje na kampusie Politechniki Białostockiej.
Gdyby trzeba było zawrzeć w jednym zdaniu to, czego dokonali, to należałoby teraz napisać w następujący sposób: rozsadzili system! Można by było też po młodzieżowemu stwierdzić, że zdecydowanie: „dowieźli”! Stworzyli wprost wymarzoną atmosferę. Oni również wykonali w zdecydowanej większości swoje najnowsze utwory. Znaczy – hasło: „wykonali” jest odrobinę na wyrost. W końcu to przy 2 z nich zgromadzona publika wykonała połowę utworu za wykonawców, a jeden nawet w całości! Do dziś w pamięci dźwięczą mi słowa, kiedy Oskar Tuszyński wypowiedział do mikrofonu pamiętne słowa: „Gdzie my przyjechaliśmy…? Oni wszystko znają!”.
Chociaż zaskoczyli się reakcjami publiczności, to nie stracili pomysłu na prowadzenie koncertu. W przeciwieństwie do Gibbsa umiejętnie dopasowywali tempo. Ba, nawet to robili z naturalnym wdziękiem. Kiedy przechodzili do zagrania drugiego szybkiego utworu żartobliwie oceniali swoją wytrzymałość, dodając przy tym, że: „… Ale czego nie robi się w Białymstoku, nie…? Damy radę!”. Można by uznać, że: „Wypadało tak powiedzieć” albo: „Zapewne zmieniają tylko nazwy miast”. Być może. Jednak trzeba im oddać to, że chętnie sięgali po ciekawostki związane z Białymstokiem i występowaniem tutaj oraz z jakimi reakcjami publiczności spotkali się występując ostatnimi czasy.
Dzięki temu stworzyli niepowtarzalny klimat i – podobnie jak Agnieszka Chylińska w piątek – rodzinną atmosferę. Sobotni koncert PRO8L3M-u był jednym z tych, które zostaną zapamiętane w pamięci na wiele lat. W tym miejscu mógłbym wyłącznie ukłonić się duetowi i powiedzieć: „Dziękuję”. Dlaczego? Jedynym zastrzeżeniem jest to, że po około półtorej godziny zakończyli występ. Jednak wiadomo, że czas przebywania na scenie nie był zależny tylko od nich.
Podsumowanie 2. dnia festiwalu „Dla Ciebie”
Za sprawą – głównie, ale nie jedynie – występujących wykonawców również w sobotę można było się przednio wybawić. Sobota przyniosła dużo bardziej „nowoczesne” i energiczniejsze brzmienia względem tych piątkowych. Jednak to też miało swój urok. Głównie dlatego, że można było przeżyć w inny sposób festiwal „Dla Ciebie”. Dzięki temu żadna odbierana emocja nie powtórzyła się 1:1.
Nawet, kiedy sama emocja się zdublowała, to jednak była odbierana w inny sposób, co pozwoliło inaczej ją zapamiętać. Co bym poprawił na miejscu organizatorów odnośnie do sobotnich koncertów? Poprosił Gibbsa i PRO8L3M, by jednak przedłużyli o jeszcze kilka minut. Może nawet parę… naście. Chociaż z drugiej strony może to dobrze, że mieli po „tylko” około półtorej godziny na zaprezentowanie swoich umiejętności? W końcu jak mawia już legendarne przysłowie: chętniej idzie się na drugą edycję, jeśli za pierwszym razem poczuło się niedosyt niż przesyt…
Tym samym zarówno festiwal „Dla Ciebie” jak i (skromna) seria recenzji z nim związana przeszły do historii. Wyciągając wnioski po nim śmiało mogę powiedzieć, że nie mogę się doczekać tego, by za rok przeżyć następną edycję. Tak, nawet mimo tego, że pojawiły się niedoskonałości, które zostały wspomniane w obydwu recenzjach. Jednak dopiero debiutującemu festiwalowi na koncertowej mapie Polski możemy wybaczyć więcej niż pozostałym, prawda? (uśmiech połączony z puszczeniem oka)