Przed laty tenże tytuł bardziej kojarzył się wszystkim z pewnym programem transmitowanym na jednym z głównych, polskich kanałów telewizyjnych. Wówczas kojarzył się z lekką formą rozrywki. Dziś, choć tenże tytuł powraca do nas pod inną postacią i w innej dziedzinie sztuki, tak jedno pozostanie niezmiennie: używanie sformułowania „Najsłabsze ogniwo” znowu stanie się szalenie popularne w kraju nad Wisłą!
fot. Czwarta Strona
O czym uczy odbiorcę „Najsłabsze ogniwo”?
Jednak tym razem częściej będzie mówić się o wyrafinowanej formie przekazu. Mam na myśli to, iż tym razem odbiorca treści zatytułowanej „Najsłabsze ogniwo” dowie się, jak istotne są więzi międzyludzkie i dlaczego to one przede wszystkim kształtują nasz świat. Nawet wtedy, kiedy nie jesteśmy związani bezpośrednio z daną znajomością, tudzież z danymi personami.
Stabilność równowagi łączeń w tekście
Robert Małecki jest autorem, który doskonale to rozumie. I potrafi myśli ubrać w słowa, a poszczególne wyrazy „wprowadzić” do zdania w nietuzinkowy sposób. Kiedy czytałem lektury szkolne, przyznam się bez bicia, omijałem opisy przyrody, miejsca, tudzież danej postaci. Wówczas interesowała mnie akcja i poszukiwałem dzieł, w których będzie ona wartka. Jednak z czasem człowiek dojrzewa i rozumie, że nie bez powodu się one tam znalazły. Tylko umysł odbiorcy był za mało doświadczony, by to pojąć. Robert Małecki jest pisarzem, którego czytają osoby z każdej grupy wiekowej i podejrzewam, że doskonale wie, co mam na myśli. Dlatego też zapewne się ze mną zgodzi, że w umiejętny sposób połączył opisy miejsca, sytuacji, postaci z wartką akcją. A tego zazwyczaj brakuje pisarzom, nie tylko w Polsce. Ubolewam nad tym, że czasami albo za dużo dostajemy wiedzy o tym, jak wygląda sceneria, albo autor „każe” wyobrażać sobie prawie wszystko na jej temat.
Uznany autor prezentuje ustabilizowany poziom warsztatu?
Jednak Robert Małecki opanował, prawie że do perfekcji sztukę łączenia tych rzeczy ze sobą w swoich lekturach. I rozwój tej umiejętności jest widoczny gołym okiem, kiedy sięgniemy po jego debiut literacki, a „Najsłabsze ogniwo”. Doceniam, że autor nie osiada na laurach, tylko stale dąży do rozwoju swojego warsztatu.
O czym opowiada fabuła?
Pisałem o tym więcej w tekście promocyjnym, który znajdziecie w serii zatytułowanej #wtonacjipromocji. Jeżeli chcecie zapoznać się z dokładnym opisem fabuły, wystarczy kliknąć w tenże link: https://wtonacjikultury.pl/2021/09/15/wtonacjipromocji-najslabsze-ogniwo-czyli-dlaczego-zlo-kryje-sie-w-kazdym/.
Czas na spojlery?
Może Was rozczaruję, ale nie opiszę samych wątków fabularnych, a tego, co o nich sądzę. Podoba mi się to, iż historię kryminalną poznajemy z perspektywy niegdyś dziennikarza, a obecnie pisarza powieści obyczajowych. Dzięki temu autor z jednej strony zaprezentował, co nieco z życia autora, a z drugiej zademonstrował innowacyjny sposób opowiedzenia sensacyjnej historii. Oczywiste jest, że wielu pisarzy podejmowało się już próby opowiedzenia kryminalnej fabuły z perspektywy kogoś innego, niż policjanta, prawnika, tudzież dziennikarza, ale niewielu jest takich, którzy przemknęli na kartach swojej powieści jako „oni”.
Piotr Warot to Robert Małecki?
Co prawda Robert Małecki pisuje książki o innej tematyce, niż Piotr Warot, ale z biegiem lektury, odbiorca może złapać się na tym, że główny bohater wcale nie jest oderwany od autora, aż o sto osiemdziesiąt stopni. Wracając, dodam, że podobnie pozytywne odczucia dotyczące tej kwestii miałem, kiedy Jakub Żulczyk publikował „Ślepnąc od świateł”. Niby główny bohater jest postawiony w roli, jaką zna się od dawien dawna, ale w pewien nietuzinkowy sposób.
Jaka jest historia tego tytułu?
Fabuła „Najsłabszego ogniwa” do ostatniej strony trzyma czytelnika w napięciu, a czasami nawet sprawia, że, mimo iż nie ma się już czasu na czytanie, tak pragnie się „połknąć” kolejne strony. Jednak to świadczy o umiejętnie rozwijającym się warsztacie autora, ale o tym już pisałem wyżej. Dlatego też dodam, że jeżeli szukacie książki, w której codzienne perspektywy, jak przykład powyżej, zostają opowiedziane w nieszablonowy sposób, to zdecydowanie powinniście sięgnąć po „Najsłabsze ogniwo”.
Co mi przeszkadza w tym tytule?
Przede wszystkim to, że jest w niej mnóstwo mroku. Owszem, trudno oczekiwać, by go w thrillerze brakowało, ale odnoszę wrażenie, że „Najsłabsze ogniwo” pokazuje, aż zanadto obraz czarnej strony ludzi i ich relacji ze sobą. Będąc po lekturze, odkładając książkę na półkę, towarzyszyło mi wrażenie, że przedstawiony świat jest, aż za mroczny… Chociaż być może taki powinien być solidny thriller?
Czas na zastawianie pułapek?
Ot wprowadziłem Was w tzw. intelektualną pułapkę! Jednak nie miejcie do mnie pretensji. Po prostu na potrzeby tej recenzji postanowiłem wzorować się na autorze tej powieści. Dlaczego? Otóż dlatego, że Robert Małecki zastawił po raz kolejny liczne „pułapki” na czytelników swoich dzieł. I tak sobie myślę, że może to swego rodzaju trend, który należy zrozumieć, by móc tworzyć nieoczywiste publikacje? Dla przykładu powiem, że z początku błyskawicznie odbiorca może się zżyć z głównym bohaterem i uznać go za osobę uwikłaną przez przypadek w mrożącą krew w żyłach historię. Jednak, kto uwierzy, że wszystko w tej książce dzieje się przez tzw. zrządzenie losu, srogo się rozczaruje. Z trudem przychodzi mi napisanie, że Piotr Warot jest „szarą personą”, ponieważ znajdują się w nim nie tylko dwie skrajności, ale również próba zrozumienia tego, po której stronie powinien się znaleźć.
Piotr Warot szuka nie tylko rozwiązania zagadek?
Czytając tę pozycję, odnosiłem wrażenie, że główny bohater, mimo że cały czas szuka rozwiązania dotyczących kolejnych zagadek, tak w „międzyczasie” próbuje poznać i zrozumieć, zarówno swoją naturę, jak i tę dotyczącą rodzinnych więzów. Będąc po lekturze, odnoszę wrażenie, że w podobny sposób został skonstruowany każdy bohater, dlatego patrząc na znajomość Piotra ze „złym” teściem i „dobrym” ojcem, nie potrafię powiedzieć, czy rzeczywiście każdy jest taki, jaki na pozór został stworzony przez bohatera.
Jak powinno się czytać „Najsłabsze ogniwo”?
Reasumując, nie jest to thriller, którego kartki się przerzuca na zasadzie: „A mam wolniejszą chwilę, to poczytam…”. „Najsłabsze ogniwo” to kolejna pozycja Roberta Małeckiego, której nie można przeczytać. Ją trzeba odczytać. I choć fabuła jest iście kinowa, tak nie jestem przekonany do tego, że powinna znaleźć się na dużym lub srebrnym ekranie. O tym dziele nie powinno się mówić w kategoriach komercyjnych, ponieważ zepsuje się jej magię. „Najsłabsze ogniwo” jest książką zaklętą. I w tym jej cały mistyczny urok.
Podsumowanie, czyli jaką wystawiam notę?
Zgadzam się z większością czytelników, którzy mieli już okazję zapoznać się z „Najsłabszym ogniwem”. Głoszą oni, że jest to pozycja, która jest doskonale napisana pod względem warsztatowym. Jednak właśnie z takimi możecie się spotkać zerkając na stronę wydawnictwa Czwarta Strona i księgarni Wydaje nam się, czyli tam, gdzie możecie również kupić tenże tytuł.
Argumenty za i przeciw
Do tego dochodzi umiejętne skonstruowanie fabuły, co do której mam jednak pewnego rodzaju zastrzeżenia, o których pisałem powyżej. Jednak należy oddać, że akurat na budowaniu napięcia i łączenia ze sobą poszczególnych wątków, to autor się zna, jak mało kto. Jednakże w końcu Robert Małecki należy do jednych z najbardziej rozpoznawalnych polskich autorów, którzy wydają „mroczne” publikacje, więc czegóż innego można by oczekiwać, słysząc o jego następnej premierze? Właśnie.
Ostateczna nota
Dlatego też podsumowując, uważam, że pozycja o znamienitym tytule „Najsłabsze ogniwo” zasługuje na osiem i pół w dziesięciopunktowej skali. Gdyby była ociupinkę lżejszą, pokazała przez dłuższy moment bohaterów w „szarej codzienności”, chętnie dałbym dziewięć. Jednak nie chcę rozpieszczać autora, bo jeszcze faktycznie zrobi numer i osiądzie na laurach i cóż oraz kogóż się wtedy będzie czytało…?