Od tak postawionego pytania wyjdę dziś w serii recenzji. W tym tekście rozpiszę się na temat książki Artura Przybysławskiego, która nosi tytuł „Pustka jest radością, czyli filozofia buddyjska z przymrużeniem (trzeciego) oka”. Z niej dowiecie się, jak w lekkiej, a momentami zabawnej, a do tego edukującej formie można opowiedzieć o filozofii buddyjskiej.
fot. Wydawnictwo Iskry
Filozofia buddyjska równa się z ponurą ascezą?
Jak dowodzi autor tej publikacji już na wstępie, myli się ten, kto zakłada tezę, jaką przytoczyłem w pytaniu. Co prawda z trudem przychodzi znalezienie filozofa, który od strony radości interpretowałby filozofię buddyjską; jednak nie jest to zadanie niewykonalne.
Już bowiem jeden z przydomków Buddy brzmi „sugata”, co wedle Tybetańczyków pochodzi od sanskryckiego słowa „sukha”, co w przełożeniu na naszym rodzimy język oznacza „radość”. Oznacza to, że hasło „sugata” mówi nam o kimś, kto posmakował radości. Podążając nadal tym tropem, natrafiamy na wyraz „sugatagarba”, co przekładając na język polski, opowiada nam o sercu tego, kto osiągnął radość. Przypadek? Nic z tych rzeczy. Jest to efekt misternie utkanego „planu” przez Buddę, który tłumaczy, że do studiów filozofii buddyjskiej należy podchodzić z uwagą i penetrować ją znacznie dłużej, niż zajmuje przebrnięcie przez trzy podstawowe nauki Buddy.
Oznacza to, że już sam „założyciel” filozofii buddyjskiej w pewien sposób apelował do osób zgłębiających jego naukę, by nie bazowali tylko na podstawowych warstwach. Trudno wątpić w słuszność jego racji, gdyż już samo określenie „Budda” oznacza, że jest to istota oświecona, tj. ktoś, kto przebudził się ze stanu niewiedzy i posiadał najwyższą mądrość.
Czego uczy ta pozycja?
Autor uzmysławia nam w niej, że istnieje dziesięć prawd, które pozwalają na odnalezienie szczęścia w filozofii buddyjskiej. Choć z pozoru z trudem przychodzi uwierzenie, że jest, aż tyle możliwości; tak jednak po przeczytaniu ostatniej strony, przyznaję, że łudziłem się na darmo.
Mnie najbardziej spodobał się rozdział szósty, który nosi znamienity tytuł: „Karma, czyli od nas zależy, co się wydarzy”. Z pojęciem „karmy” spotkał się, prawie że każdy z nas. Większość również rozumie jej definicje, co świadczy nie tylko o popularności, ale również rozpoznawalności danego zagadnienia. Wracając, podoba mi się u tego autora to, że w przejrzysty, a zarazem subtelny sposób przekazuje prawdy na każdy poruszany temat. W tym przypadku najpierw wytłumaczył działanie karmy, uzasadnił je na przykładzie, a następnie przedstawił możliwości, jakie ona oferuje. Poza tym przykłady zostały zilustrowane życiowymi przypadkami, a nie wyrwanymi od czapy.
Reasumując, sądzę, że nauki zawarte w tej książce Artura Przybysławskiego, wydanej nakładem Wydawnictwa Iskry, zostały przedstawione w subtelny, acz wyrazisty sposób. Dzięki temu odbiorca treści tejże publikacji nie ma oporów związanych z dalszym zagłębianiem się w lekturę. Mogę zaświadczyć, że rzeczywiście tak jest, bo choć rzadko czytam pozycje z tego typu gatunku, tak ta przypadła mi do gustu.
Podsumowanie, czyli jaki mamy werdykt?
Według mnie jest to pozycja, którą przede wszystkim powinny znać osoby zajmujące się i interesujące się filozofią buddyjską. Poza nimi również ci, którzy są po prostu ciekawi świata, tudzież odkrywania kolejnych pól, dotąd dla nich nieznanych. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś sięgnę po „Pustka jest radością”, ponieważ jestem zwolennikiem innych gatunków literackich, ale autorowi mogę z tego miejsca podziękować. Przede wszystkim za interesująca lekturę, z której nie tylko dowiedziałem się czegoś więcej o samych myślach Buddy, ale również o różnego typu sposobach postrzegania świata. W mojej ocenie śmiało mogę przyznać tej publikacji notę siedem i pół w skali dziesięciopunktowej.