Franz Szubert –główny bohater powieści to mężczyzna po pięćdziesiątce, który postanawia porzucić dawne życie i po prostu odpocząć – od pracy, wspomnień, zgiełku wielkiego miasta. Nie najmłodszy, ale nadal przystojny, zwracający uwagę kobiet; w pracy – profesjonalista, w życiu – wciąż nierozgarnięty chłopiec.
Płonące ambony to trzecia po Bastardzie i Festiwalu cześć serii Andrzeja Dziurawca o Szubercie. Zapewniam jednak, że można ją przeczytać bez znajomości poprzednich pozycji. Autor powraca czasem do wspomnień bohatera, ale książka to osobna, zamknięta opowieść.
Czy Płonące Ambony zaskakują?
Typowe w ostatnich latach umieszczenie akcji powieści na tzw. zadupiu, gdzie atmosfera sielanki na łonie natury miesza się z grozą morderstwa ucieszy tym razem amatorów Lubelszczyzny. Szubert przenosi się tam z Warszawy. Upragniony spokój ma mu przynieść remont domu po babci
i długie spacery po krasnoborskim lesie z dożyczką Welą. Gdy tylko zaczyna przyzwyczajać się do ciszy
i specyficznej atmosfery wsi, w pobliskim lesie zaczynają płonąć myśliwskie ambony i rozpoczyna się seria zabójstw.
Płonące ambony Andrzeja Dziurawca już w księgarniach
Podobnie jak miejsce wydarzeń, typowa jest również konstrukcja głównego bohatera – emerytowany policjant, ceniony w środowisku fachowiec postanawia zapomnieć o pracy, która dogania go gdziekolwiek się zaszyje. Niczym Hubert Meyer z powieści Katarzyny Bondy – trochę wypalony, zmęczony glina urządza się w wiejskiej chacie i choć praca dała mu się we znaki, nie odpuszcza okazji do kolejnego śledztwa i choć jest poturbowany uczuciowo, nie pogardzi towarzystwem kobiety w swojej samotni. Trzeba jednak przyznać, że Szubert od początku zasługuje na sympatię, być może, działa tu zasada z Rejsu Marka Piwowskiego – najbardziej podobają nam się melodie, które już raz słyszeliśmy.
Osobiście, czytając kryminał nie szukam nerwowo rozwiązania zagadki. Po prostu zaczytuję się w powieści (tym razem sprawę ułatwiają rozbudowane wątki obyczajowe – erotyczne relacje Szuberta z kobietami, jego przyjaźnie z ludźmi i zwierzętami) – dlatego nie mogę powiedzieć, że autor nudzi czytelnika. Myślę jednak, że miłośnicy kryminałów raczej nie będą zaskoczeni rozwiązaniem akcji.
Głos w sprawie ekologii
W trakcie
lektury pierwszych rozdziałów powieści przyszedł mi na myśl kryminał Olgi
Tokarczuk „Prowadź swój próg przez kości umarłych”. Podobnie jak u noblistki
mamy tu wątek ekologiczny. Grupa młodych ludzi protestuje przeciwko budowie
zalewu, która może mieć wpływ na populację traszki. Ofiary morderstw to osoby
ze świata prawniczego i oficerowie policji, czasem myśliwi, tak, jak
u Tokarczuk – ludzie wpływowi w małej społeczności. W obydwu książkach pojawia
się wątek postrzelenia ukochanego zwierzęcia. Na tym podobieństwa jednak się
kończą- o ile u Olgi Tokarczuk wątek ekologiczny jest najważniejszy, u
Dziurawca akcja skręca w zupełnie innym kierunku.
Choć powieści
są różne, książka Andrzeja Dziurawca jest niewątpliwie kolejnym głosem
w obronie zwierząt i przeciwko łowiectwu niebezpiecznemu nie tylko dla stworzeń
leśnych. Szubert jest sceptyczny wobec działań młodych obrońców traszki i
obracając sytuację w żart pyta: Czy pytaliście o zdanie traszkę? W sprawie
myśliwych jest jednak zgodny z grupą ekologów – nie ma usprawiedliwienia dla
morderstw „dla sportu”.
Choć autor „Bardzo długiego marca” tym razem mniej mnie zainteresował, doceniam zaangażowanie w sprawy zwierząt, a opis akcji ratunkowej Szuberta po postrzeleniu Weli był dla mnie najbardziej trzymającym w napięciu fragmentem książki.