W świecie literatury możemy, spotkać się z dziełami, które odkłada się tuż po rozpoczęciu, bądź po przebrnięciu przez połowę. Są też takie, jak „Lina” Sary Antczak, czyli książka, od której nie może się oderwać, dopóty dopóki nie przeczyta się ostatniego zdania znajdującego się w posłowie. Dlatego też tym razem w serii #wtonacjirecenzji przedstawiamy Wam właśnie tę publikację.
fot. Wydawnictwo Kobiece
O czym opowiada „Lina” Sary Antczak?
Sięgając po tę pozycję, spotykamy się z losami Niny Rainer i Mikołaja Sokołowskiego, dla których wspinanie się stanowi sens życia. Oba przypadki uczą, że nie jest ważne to, o ile różnią się ludzkie losy, a to, by żywić uczucie do pasji, jaka wyznacza nasz sens życia.
Historia Niny
Dziewczyna wychowana w domu dziecka w uprawianiu tejże dyscypliny sportowej odnajduje odskocznię od otaczającej jej samotności. Poznajemy jej losy, kiedy wynajmuje pokój w niebezpiecznej dzielnicy Wrocławia, a także ledwo wiąże koniec z końcem. Z biegiem fabuły dowiadujemy się, że postanawia dołączyć do klubu wspinaczkowego. Nina jest przekonana, że dzięki temu choć na chwilę „odpocznie” od zmartwień. Jak się okazuje, podjęcie tej decyzji wpływa na całe jej dalsze życie. Choć z początku z trudem przychodzi uwierzenie w to, że rzeczywiście tak się stanie.
Historia Mikołaja
Z kolei historia chłopaka tłumaczy, że jeżeli góry darzy się miłością, to, nawet kiedy traci się w nich bliską osobę, uczucie do wspinania się nie gaśnie. Może się spotęgować, bądź na moment się „schować”, ale nigdy w pełni nie znika. Mikołaj przeżywa załamanie i stocza się przez nałogi. Wszystko przez rozdrapywaniu ran z przeszłości dotyczących ojca. Poznając się z pierwszymi stronami „Liny”, z trudem przychodzi zrozumienie, dlaczego „Sokół” darzy góry i samą wspinaczkę miłością. Dopiero później przekonujemy się, że to nie góry, a pewien człowiek zostawił jego ojca na pewną śmierć. Mikołaj w „Linie” stanowi synonim powiedzenia głoszącego, że nie można wszystkiego wybaczyć w życiu.
Reasumując, zarówno dla Niny, jak i „Sokoła” wspinaczka jest nie tylko całym światem. Mało kto, jak oni rozumieją, że stanowi ona zarazem jedyną szansę na ocalenie przed demonami z przeszłości, które tylko czekają na odpowiedni moment, by wychylić się zza rogu i powiedzieć: „Witaj z powrotem”. Jednak, czy główni bohaterowie uporają się z wydarzeniami z przeszłości? W jaki sposób będą one rzutować na ich teraźniejszość i przyszłość? Tego dowiecie się, sięgając po „Linę”, choćby ze strony wydawnictwa Kobiecego, pod którego szyldem został opublikowany wspomniany tytuł.
Czego uczy „Lina”?
Paradoksalnie, że ze wszystkim i ze znajomością z każdym można zerwać. Jednak to od nas zależy, jaką podejmiemy decyzję. Historia Niny i Mikołaja stanowi zarazem przestrogę przed podejmowaniem decyzji pod wpływem emocji.
I choć sama książka należy do gatunków zwanych literaturą obyczajową i romansem, tak równie dobrze może stanowić swego rodzaju poradnik we wspomnianej kwestii. Poza tym publikacja o tytule „Lina” uczy odbiorcę tego, że nie ma większego sensu pytać: „Dlaczego?”. W końcu, jak głosi notka prasowa dotycząca tego utworu: „Jeśli musisz pytać, nie jesteś gotowy, żeby poznać odpowiedź”. Zarówno Nina Rainer, jak i Mikołaj Sokołowski są gotowi i oni nie potrzebują pytań. Im wystarczy możliwość wspinania się. Choć uprawianie wspominanej dyscypliny dla każdego z tej pary oznacza coś innego. Dla niej wysokość wiąże się z poczuciem bezpieczeństwa. Dla niego ze sposobem na zwalczenie z nałogiem, stratą i cierpieniem.
Jakie pytania stawia „Lina”?
Z jakimi trudnościami się spotykają? Kto i co tylko wyczekuje odpowiedniej chwili, by pokrzyżować ich plany? Czy z początku szorstka znajomość zaowocuje głębszą relacją? Czy można kochać góry bardziej od ludzi? Na te i wiele innych pytań odpowiedź znajdziecie, zapoznając się ze wspominaną książką Sary Antczak. Dodam tylko, że mnie nauczyła szacunku do pasji. Na jednej ze strony bohater głosi prawdę, że „Góry zawsze pokazują, kim naprawdę jesteś”. Odnoszę wrażenie, że nie tyle one same w sobie, ile zamiłowanie do uprawianej dyscypliny. Jeżeli nie czuje się do niej swego rodzaju metafizycznego „pociągu” nie do opisania, wówczas może jedynie stanowić dla nas rozrywkę, bądź sposób spędzenia wolniejszego czasu.
Podsumowanie, czyli jaki jest werdykt?
Reasumując, „Lina” to nieszablonowa opowieść mówiąca o tym, że jeżeli coś lub kogoś darzy się uczuciem, to nie ma sensu pytać, czy i dlaczego warto. Sara Antczak udowadnia, że jej publikacja nie opowiada tylko o górach, czy miłości do wspinaczki. Autorka w swoim, wyjątkowym stylu opowiedziała o wartości pielęgnowania tego, co daje nam spełnienie w życiu. Uzupełnienie stanowi tu solidny warsztat literacki, a także dogłębny research na każdy temat, jaki zostaje poruszony w „Linie”. Według mnie jest to pozycja, która zdecydowanie zasługuje na notę osiem na dziesięć możliwych punktów do przyznania.