Jeżeli mógłbym zrobić sobie tournée po miejscowościach (tych fikcyjnych niestety), które zachwycają swoją magią i historią, to na pewno pojawiłbym się w Czarcisławiu.
Co prawda bałbym się wejść do lasu i z duszą na ramieniu zwiedził bym największą atrakcję jaką jest czarci kamień. Skała ta zapoczątkowała wydarzenia, które przyczyniły się do obecnego obrazu życia członków rodzin Dobryginów, Korsakow, Zemrow oraz Soficz.
Drugi tom serii „Gdzie diabeł mówi dobranoc„, bezpośrednio zabiera nas w dalsze przygody Alicji, której życie zostało wywrócone do góry nogami. W przeciągu kilku dni musiała zmierzyć się z niesamowitością nowego miejsca, oraz ze swoim dziedzictwem. Po wydarzeniach z pierwszego tomu dowiadujemy się nieco więcej o znanych nam już dzieciakach z Czarcisławia, i coraz to nowsze tajemnice wychodzą na jaw.
Jeżeli po pierwszym tomie sądziliście, że znacie postacie z Czarcisławia to możecie być pewni, że drugi tom kompletnie Was zaskoczy i ukaże skrywane dotąd karty ich osobowości. Okazuje się bowiem, że miasteczko jest o wiele bardziej tajemnicze niż mogłoby się wydawać. To sprawiło, iż kolejne rozdziały pochłaniałem jak gąbka. Akcja toczy się dynamicznie a ilość niewiadomych oraz wcześniej nieznanych faktów coraz bardziej przyciąga uwagę czytelnika.
Cały czas ciekawi mnie jak Alicja wytrzymuje z mnogością problemów z którymi musi się zmierzyć, z nieufnością z brakiem wiedzy na temat magii oraz ze swoim dziedzictwem. Jak to wszytko połączy, by wyjść z całej plątaniny zwycięsko, ale tak by nie narazić innych.
Czytając serię „Gdzie diabeł mówi dobranoc” czytelnikowi cały czas towarzyszy uczucie zagrożenia, ale też magii i tajemnicy, które ja osobiście mógłbym porównać do oglądania serialu Twin Peaks. Podobnie jest tutaj, nie wszystko jest tym, czym się wydaje. Ilość sekretów skrywanych przez mieszkańców jest bardzo duża, a i tak myślę, że to jeszcze nie koniec. Cieszy mnie również pewna swojskość oraz liczne nawiązania do naszych ludowych wierzeń, w tym obchodzenie „dziadów’ czy też oddawanie czci bogowi podziemia Welesowi.
Z kolejnymi stronami coraz bardziej wchodzimy w ten magiczny świat przepełniony słowiańską mitologią. Jest to aspekt, który od początku wzbudził moje zainteresowanie.
Tak jak pierwszy tom zasiał ziarno ciekawości i pozostawił czytelników ze sporym cliffhangerem, tak drugi tom jeszcze mocniej chwyta nas za rękę i prowadzi w głąb lasu, pełnego tajemnic oraz zwrotów akcji. Nie wszystko jest w nim normalne, a małe miasteczko w dalszym ciągu ukazuje nam rzeczy, o których byśmy nawet nie pomyśleli. Pojawiające się nowe informacje czy też postacie nie dają czytelnikowi wytchnienia. W pierwszym tomie ilość zwrotów akcji trafiała w czytelnika niczym bokserska rękawica. Również kontynuacja książki ma takie same zadatki i potrafi zaskoczyć, nie raz wyprowadzając lewy czy prawy sierpowy prosto w niespodziewającego się czytelnika.
Wielki ukłon dla autorki, która potrafi bawić się kliszami i żonglować nimi z nieprzewidzianym efektem. Taki sposób pisania zapewnia, że czytelnik nie jest do końca pewien jak dana sytuacja się zakończy oraz jaki będzie jej finał.
Religia Słowian nie cieszy się taką popularnością jak chociażby nordycka a wielka szkoda, bo sama w sobie ma wiele niesamowitych postaci, które aż proszą się o przełożenie ich do dzieł popkultury. Bardzo mnie cieszy, że autorka Karina Bonowicz sprawnie i lekko potrafi tchnąć drugie życie w wilkołaki oraz strzygonie sprawiając, że są one ciekawymi postaciami, których perypetie mogą z wypiekami na twarzy śledzić nastolatki jak i dorośli.
Dla wyznawców Welesa, fanów tajemnic „Bliźniaczych Szczytów”, nastoletnich rozterek i dla stęsknionych magii – pozycja obowiązkowa. Osobiście zachęcam do zagłębienia się w historię Alicji, gdyż jak mówi stare polskie przysłowie, „Polacy nie gęsi i swoich guślarzy mają!”
Dziękujemy Wydawnictwu Initium za udostępnienie książki.