#wtonacjirozmowy: Hubert Kęska: W człowieku najpiękniejsza jest złożoność

In Literatura, Wywiady

– Uzmysłowić należy sobie przede wszystkim, że ta nasza młodość fizyczna ma dość krótki termin przydatności. Kiedy masz lat czterdzieści, nie możesz żyć, jakbyś właśnie skończył liceum. To znaczy możesz, ale takie życie pewnie nie potrwa długo – mówi serwisowi wtonacjikultury.pl Hubert Kęska, współautor takich książek jak np. „Za drinem drin. Za kreską kreska”, „Wywiad z medium”, „Czarno na białym”.

fot. Wiktor Kęska

Kamil Piłaszewicz: Książka, o której dyskutujemy tym razem, zaczyna się mniej więcej stronnicowym fragmentem pewnej historii. Jakiej, o tym dowiedzą się ci, którzy sięgną po ten tytuł. Jednak tak się zastanawiam, jak wspomniana historia rzutuje na dalsze losy opisywanego bohatera?

Hubert Kęska: Znacząco. Jestem zresztą przekonany, że rzutuje ona nie tylko na losy Krzysztofa Kozaka, ale i na dzieje całej kultury hip hop w Polsce. Stworzone przez Krzyśka Wydawnictwo RRX było ostatnim bastionem dzikiego kapitalizmu w tym kraju. Sprzedawanie płyt przez artystów na Stadionie Dziesięciolecia, zaliczki w formie samochodów, wóda i koks jako służbowa dieta, a przy tym wysyp złotych krążków i niesłabnąca zajawka na rap raperów i słuchaczy. RRX to nie tylko najbardziej hardkorowa wytwórnia nad Wisłą, ale i być może najciekawsze zjawisko w historii polskiej muzyki, kawał naszej kultury. I nie zmienia tego fakt, że wielu ludzi dowiaduje się o nim dopiero dzisiaj, 20 lat po najlepszym okresie Kozaka i reszty. Okresie, który zakończył się trzęsieniem ziemi, po którym polski rap nigdy nie był już taki sam. O tym wstrząsie właśnie wspomniałeś.

Od siebie zapowiem tyle, że akcja wspomnianego zdarzenia toczy się na Stadionie Dziesięciolecia, ale brzmi, jak losy wielu młodych ojców na początku XXI wieku. Mam na myśli to, że wtedy więcej osób uzmysławiało sobie, że pewnymi zasadami gęby się nie wyciera. Czasy się zmieniły, czy moja optyka na ten temat została w określonej czasoprzestrzeni?

– To chyba jednak kwestia czasów. Na początku lat dwutysięcznych słowo miało po prostu większą wymowę. To była końcówka przeobrażenia ustrojowego, ostatni moment dla beneficjentów słynnej Ustawy Wilczka, aby dopasować się do nowej rzeczywistości. Ta nowa rzeczywistość na poziomie międzynarodowym oznaczała unie celne, otwarte granice oraz europejską kontrolę wyników polskiej legislacji. Na lokalnym zaś: upadek znaczenia słowa mówionego. Nagle jak nie było papieru – umowy, nagrania – to nie miałeś nic. To, co zaczęło dominować w biznesie, przeniosło się na ulicę. I – w moim odczuciu – to już nie był świat Krzysztofa Kozaka. Mistrza kontaktów międzyludzkich, który miał zawsze świetne relacje z właścicielami komisów, z hurtownikami. W tym znaczeniu był ojcem chrzestnym. Jeżeli ktoś mu pomógł, to i on odwdzięczał się przysługą. Problem w tym, że jak Vito Corleone, nigdy nie prosił o nic po raz drugi. Współczesny świat nie kupuje takich ludzi. Wikła ich w konflikty i grozi wyrzuceniem poza nawias.

Nawiązuję do stosowania się do pewnych pojęć, które są ważne dla osoby X, czy Y, ponieważ w Twojej ostatniej książce, już na początku, padają takie słowa, jak: „Choć nie jestem święty. Kochając żonę, potrafiłem kochać trzy inne kobiety”. Kiedy zaczynałem czytać „Za drinem drin. Za kreską kreska” pomyślałem: „Wyrazisty bohater mający rozwiniętą na wysokim poziomie samoświadomość, ale lekko zagubiony albo inaczej: szukający odnalezienia”. Zmierzam do tego, by ustalić, co myślał o swoim bohaterze Hubert Kęska przytoczone zdanie?

– W „Za drinem drin” Krzysiek nazywa Borixona bohaterem romantycznym. I wiesz co? Ja jego samego bym tak nazwał. Bohater romantyczny to w istocie człowiek, który kieruje się emocjami. Może być to osobnik zarówno słaby, jak i silny psychicznie, ale taki ktoś nigdy nie jest do końca szczęśliwy. Kieruje nim idea, co nie ułatwia codziennego życia. Niejednokrotnie myśli przy tym, że świat należy do niego. A skoro do kogoś należy Ziemia, to także i wszystkie uciechy, jakie ona oferuje. Krzysztof Kozak był nie tylko wydawcą płyt. Był jednocześnie artystą, a na pewno jak artysta żył. Takie życie było jego błogosławieństwem (ponieważ podsuwało mu niezliczoną ilość pomysłów i przyciągało do niego masę zdolnych ludzi), lecz także przekleństwem, gdyż znajdowało się na krawędzi tego, co akceptowalne społecznie.

O Twoim bohaterze tej książki powiedziano i wiele, i różnie. Jednak skupmy się na Tobie, ponieważ w czasie lektury towarzyszyło mi uczucie, że autor nie tylko opisuje, ale również szuka zrozumienia. I teraz pytanie brzmi: spisując tę historię, chciałeś u źródła poznać losy Krzysztofa Kozaka, jego historię, zasady, morał płynący z jego życia, a może odkryć, ile znaczą Twoje wartości?

– Zaczynając pracę nad scenariuszem do filmu (bo to niedoszła produkcja stała się przyczynkiem do napisania książki) chciałem poznać przede wszystkim uczucia, jakie towarzyszyły Krzysztofowi Kozakowi 20 lat temu. Wydawało mi się, że samego Krzyśka znam. W końcu odwiedzałem go, gdy miał swój sklep na dworcu, kiedy jeździł na Bolcie, był nawet na moich trzydziestych urodzinach. Dzisiaj wiem jednak, że Krzyśka można co najwyżej próbować poznać. Starałem się to robić rozmawiając z jego córkami, żoną. Jednak Krzysztof Kozak prawdopodobnie nigdy nie będzie dla mnie otwartą księgą. Tamto RRX żyło zgodnie z tym, jakie wartości wyznawał. Jako dawny słuchacz dostrzegam w sobie pierwiastek tychże wartości, aczkolwiek na pewno nie jesteśmy z Krzyśkiem takimi samymi ludźmi. Krzysztof Kozak to człowiek nieoczywisty, tajemniczy. Z jednej strony łaknący ludzi, z drugiej pragnący chyba pozostać samotnikiem.

fot. Wiktor Kęska

Jedna z legend dziennikarskich głosi, że za dobrą stawkę, większość dziennikarzy może napisać wiele. I właśnie chciałbym poruszyć kwestię tego, o ile wzbogaciłeś się, pracując nad tą książką, jednocześnie bez poruszania wątków finansowych.

– Książka jest bestsellerem, ale na procent od zysków – zgodnie z umową – będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Na razie wzbogaciłem się o zaliczkę, którą oczywiście – wzorem dawnych raperów RRX – błyskawicznie wydałem. (śmiech) Oni tworząc oddawali całych siebie. Ja działam w nieco innej branży, ale również uznaję siebie za pasjonata. Tacy ludzie nie pracują dla pieniędzy. Pieniądze są im potrzebne, żeby przeżyć i nieco pobawić się życiem.

Właśnie, czy hasło „wzbogaciłeś się” jest adekwatne do wyżej poruszanej kwestii?

– Pewnie! Bo prawdziwą zapłatą jest dobra energia od ludzi. Jeżeli czujesz, że jest na coś zapotrzebowanie, robisz to. Jeżeli czujesz, że coś jest dla kogoś ważne…  Wiesz, 13 listopada byłem na koncercie w Katowicach i z kilku metrów obserwowałem pojednanie Borixona z Tede. To była najlepsza zapłata.

Ktoś będący po pierwszych stronach, czy słysząc jakąś nowinę, tudzież Wasz wywiad na którejś antenie, mógłby uznać, że jest to utwór, który ma umoralnić odbiorcę. W jakim stopniu ma postawiona teraz teza jest błędna?

– To jest utwór, która ma przede wszystkim przedstawić szerszą perspektywę. Dla słuchacza tamtego rapu będą nią kulisy powstawania kultowych numerów, czy krążków. Dla pozostałych czytelników? No cóż, oni wkroczą pewnie w świat, który wyda im się alternatywną wersją rzeczywistości. Przećpanie pięćdziesięciu gramów koksu w weekend, jazda po pijaku, przekupywanie policji płytami, palenie wrogich barw, zlecenie zabójstwa… Większość z nas przez całe życie nie ma szans przeżyć tyle, ile przeżył Kozak i jego raperzy.

Przyznam Ci się, że takie obawy miałem, kiedy w pewnym momencie książki przeczytałem o, chociażby ucieczce ze Szpitala Chirurgii Urazowej, a takich tworów mamy pod dostatkiem w literaturze, w tym również polskiej. Czułeś podskórnie taką obawę, że za bardzo przesłaniem, płynącym morałem nie wyróżnisz się na tle konkurencji?

– Ta historia ma bardzo silne przesłanie. Jednak, czy ma morał? Ludziom, którzy nie przeczytali książki może wydawać się, że to historia od bohatera do zera – słyszałem takie opinie. Prawda jest natomiast taka, że Krzysiek po tym, jak przestał w sposób czynny zajmować się wydawnictwem, miał swój sklep. Nie mylić ze zdaniem: skończył pod sklepem. Ludzie wciąż potrafią wręcz całować go po rękach. Na koncercie w Katowicach nie widziałem wrogów Krzyśka. Był powszechny szacunek, sympatia. Panowała świadomość, że obcujemy z bohaterem i legendą minionych czasów.

fot. Wiktor Kęska

Chyba, że właśnie tyle się nasłuchałeś w czasie wywiadu-rzeki o ściganiu się z kimkolwiek o czymś, że stwierdziłeś w pewnym momencie, że piszesz tę książkę tylko z poczucia wewnętrznych chęci, swego rodzaju flow, a nie, by coś komuś udowodnić… (uśmiech)

– Z tym morałem to jest tak… Zobacz, wspomniałem o koncercie z okazji 20-lecia płyty S.P.O.R.T. Tedego. No to teraz cofnijmy się o te lata. Inny koncert, w Częstochowie. Niby wszyscy się uspokoili, niby w życiu Krzyśka i ludzi RRX nie ma już zadym, zdrad, koksu… Aż wszystko to odżywa, kiedy Borixon stojąc na scenie podpala banknot. Śpiewa przy tym: „Pal hajs, nawet, jak masz mało hajsu”. To jakby pragnienie życia, które teoretycznie zostało utracone, ale które zawsze może wrócić. Niekoniecznie w postaci alkoholu, kobiet i kresek. Tyle jest sportów ekstremalnych, ile pomysłów na życie.

Tak a propos ostatniej myśli z pytania, na chwilę odbiegając od „Za drinem drin. Za kreską kreska”, to przyznam Ci, że masz taki rozstrzał charakterów, osobowości, osób inaczej patrzących na świat, że nie zdziwię się, jak za chwilę przygotujesz książkę, której bohaterem będzie ksiądz, tudzież ktoś silnie zakorzeniony w danej religii.

– „Za drinem drin” to moja szósta pozycja. Pierwszą, „Spowiedź świecką”, opatrzyłem podtytułem, że „porozmawiać można z każdym”. Były w niej wywiady z prezydentami, politykami, aktywistami, ludźmi z pierwszych stron gazet, ale i rozmowa właśnie z księdzem. Z nieżyjącym już niestety biskupem Tadeuszem Pieronkiem rozmawiałem o Piśmie Świętym, zmartwychwstaniu Chrystusa i o… masturbacji. Tę rozmowę poprzedzała natomiast wielostronicowa rozprawa z Marcinem Różalskim – zdeklarowanym wrogiem Kościoła i satanistą. Uważam, że w życiu nie ma bieli i czerni, jest za to szarość lub kolory. Innymi słowy: świat nie dzieli się na dobrych i złych, lecz na ciekawych i nudnych. Ja szukam tych pierwszych, wychodząc jednocześnie z założenia, że trzeba poznać człowieka, nim wrzuci się go do któregokolwiek worka.

Podpuszczam Cię nieco celowo, ponieważ głośno się zastanawiam, ile mitów związanych z jakimś tabu zdążyłeś już poruszyć w swoich rozmowach… Liczyłeś może?

– Mity padają, jak muchy zawsze, gdy chce ci się przeczytać więcej niż jakiś nagłówek, czy artykuł na Pudelku.

Nie, żebym coś Ci wypominał… (śmiech) Jednak miałeś kiedyś okazję analizować, ile i jakiej treści zdążyłeś naprodukować?

– Weźmy boks. Moja mama, twój sąsiad powiedzą, że to rozrywka dla kretynów, no bo jak można bić się po głowie. Kiedy jednak pójdą na trening, szybko zorientują się, że cała sztuka polega na tym, aby umieć się bronić. Gorzej, czy lepiej, ale atakować potrafi każdy. Jak to w życiu. Łatwiej jest atakować na oślep, niż stworzyć solidne podwaliny własnego ja. Hierarchiczne i patriarchalne społeczeństwo, które dominowało przez wieki, nauczyło nas ignorancji; przebodźcowany świat tu i teraz zaś dróg na skróty. I nieważne, czy jesteś sfrustrowanym biznesmenem, czy panią z warzywniaka. W swojej głowie każdy jest ponad każdym, jak nawijał Sokół. I tu rodzi się moje zadanie. Wgłębiam się w to, co kontrowersyjne. Tak zwyczajnie, po ludzku staram się zrozumieć daną sytuację, człowieka. I korzystając ze swojego doświadczenia powiem ci jedno: prawie nic nie jest tak proste, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. W zasadzie każdy ma swoje racje i motywacje do, nawet najobrzydliwszych, czynów.

I teraz docieramy do kwestii tego, czy jest jakiś tekst, może temat, którego się wstydzisz, tudzież był dla Ciebie niewygodny, ale przełamywałeś się na siłę, by udowodnić Hubertowi Kęsce jako dziennikarzowi, że jesteś w stanie opracować każdy temat?

– Wielu zarzucało mi, że jako dziennikarz nie powinienem robić niektórych wywiadów. Kiedy porozmawiałem z Jerzym Urbanem, ludzie wysyłali mi zdjęcia zbezczeszczonego ciała księdza Jerzego Popiełuszki. Po wywiadzie z „Masą” ktoś napisał, że Kęska to nawet z Trynkiewiczem chciałby pogaworzyć. Pewnie, że by chciał! Przecież nie pytałbym się Trynkiewicza o jego karierę w mediach, czy o to jak żyć. To jest antyautorytet. Jednak takich ludzi też trzeba zrozumieć. Po co? Choćby dlatego, aby było ich w przyszłości jak najmniej. Człowiek jest sumą własnych doświadczeń i doświadczeń osób, które spotkał na swojej drodze. To żadna sztuka odizolować się od świata, który nam nie pasuje. Dotknięcie go natomiast nie musi równać się akceptacji lub, co gorsza fascynacji danym zjawiskiem.

Dzisiaj ludzie fascynują się Hitlerem – spójrz, ile wciąż wychodzi o nim książek. To zjawisko należy z pewnością piętnować. Jednak, czy krytyce powinien podlegać Cezary Ciszewski, który jeździ po squatach i poznaje tam heroinistów, czy ludzi uzależnionych od metamfetaminy? To osoby wyrzucone poza nawias. I w tym, i w innych przypadkach nasuwa się natomiast pytanie: dlaczego? Dlaczego Popek nie mając wybitnego poczucia rytmu, zdobywa Diamentowe Płyty? Można zakończyć dyskusję zdaniem, że świat zmierza w kierunku „Idiokracji”, ale nie jest to żadna odpowiedź. Pamiętam, jak któregoś dnia pod moim oknem grupka siedmiolatków śpiewała o „piździe nad głową”. Myślałem wtedy, że Popek to szkodnik, więc… postanowiłem go poznać. Najpierw zobaczyłem dokument „Popek za życia”, potem zapytałem Pawła, czy spotkało go w życiu coś lepszego niż kokaina. I wiesz, co mi odpowiedział? „Moja córka, to na pewno”. Dlatego właśnie twierdzę, że prawie nic nie jest takie, jakim wydaje się być. A dlaczego warto rozmawiać z personami budzącymi kontrowersje? Ponieważ dopiero słysząc mocne, skrajne opinie, wyrabiasz sobie te własne.

Każde z mych pytań zmierza w kierunku pojęcia „misja”, ponieważ takiego pojęcia kiedyś się używało, kiedy mówiło się o tym, jaką rolę pełni dziennikarz w społeczeństwie. I teraz pytanie brzmi, czy Hubert Kęska czuje swego rodzaju misyjność, gdy rozmawia z kolejną personą na potrzeby książki?

– Misja w moim słowniku oznacza: nie skreślaj nikogo na starcie i nie podsuwaj czytelnikowi gotowych odpowiedzi. Mogę swoich rozmówców lubić lub nie, ale nie mogę sugerować odbiorcom ich jednoznacznej oceny. Asia Jędrzejczyk na przykład to wspaniała dziewczyna. Uśmiechnięta, uczynna, przy której, aż chce się żyć. Tymczasem co przeczytałem w pierwszej recenzji książki „Czarno na białym”? Że jest despotyczna i z pewnością ciężko dzielić z nią życie. Jedno wyklucza się z drugim? Niekoniecznie. Dużo zależy od okresu w życiu. W „Czarno na białym” opisywaliśmy lata, w których „JJ” w bolesny sposób budowała swoją tożsamość. Przegrane walki, śmierć przyjaciółki, problemy w związku, rozstanie. To wszystko nie jest dla nas obojętne. A w człowieku najpiękniejsza jest złożoność.

fot. Krzysztof Baranowski/Sportowa Książka Roku

Może zaczynam używać już jakichś archaizmów, tudzież zbyt idealistycznie patrzę na wykonywany fach, który dziś raz, że uprawiać może każdy, a dwa, że można się dorobić głównie na wykryciu sensacji, afery w danym środowisku?

– Kilka miesięcy temu w więzieniu zmarł Bernard Madoff. Gość stworzył największą piramidę finansową w historii, powstały o nim filmy. Kto przy tym słyszał o Harry Markopolosie? Markopolos jako pierwszy poznał się na Madoffie. O tym, że firma Madoffa to oszustwo informował śledczych już 10 lat przed jego aresztowaniem. Długo jednak nikt nie brał go na poważnie. No bo kim jest podrzędny analityk finansowy wobec wielkiego filantropa, któremu fortuny powierzają najbogatsi ludzie Ameryki? Markopolos niemniej nie odpuścił i w końcu dopiął swego.

Mówię o tym dlatego, że moim zdaniem tylko tacy ludzie, jak Markopolos mają kompetencje, aby skutecznie śledzić afery. Uparci, wyczuleni na niesprawiedliwość i obsesyjnie interesujący się innymi ludźmi. Reszta to bazujący na niskich instynktach clickbajterzy. Do tych ostatnich nigdy nie chciałbym należeć. A do pierwszych mój typ osobowości zwyczajnie nie pasuje. Nie oglądam ani „Wiadomości”, ani „Faktów”. I raczej uśmiecham się do świata, aniżeli szukam dziury w całym. Naiwne? Być może. Ale dzięki temu jakoś łatwiej mi się żyje.

U Ciebie również pojawia się przekonanie, że z zawodu, nie chcę powiedzieć elitarnego, bo to pejoratywnie brzmi, ale zarezerwowanego dla osób o danych umiejętnościach, warsztacie, dziennikarstwo stało się polem do popisów, wypływania na zasadzie: „byle zabłysnąć, wypłynąć”?

– Polem do popisów przed górą. Dziennikarstwo polityczne jest pod tym względem obrzydliwe. Niech chociaż autorzy tych szerzących nienawiść i pogłębiających podziały materiałów podpisują się pod nimi całym swym sumieniem. Wolę ludzi chorych od tych zwolnionych z myślenia, pracujących tylko na zasadzie wewnętrznych zleceń.

Albo autor tych pytań, mimo że zewnętrznie jest młody, to wewnętrznie zamienia się w starego pryka, który wszystko wie lepiej… (śmiech)

– Tak też może oczywiście być… (śmiech)

Szczególnie, że młodość tylko fizycznie jest zależna od wieku. Pamiętam, jak lata temu stawałem przed lustrem i marszczyłem czoło. Chciałem być starszy, mądrzejszy, taki niedopowiedziany. No, ale przepraszam, raczej mądrzejszy jestem dzisiaj – w krótkich spodenkach, dziurawych butach i z przetłuszczonymi włosami, gdy idę do pobliskiej Żabki. Bo prawdziwa mądrość bywa związana z młodością i oznacza: nie bój się żyć i rób to po swojemu.

Kiedy siadałeś do rozpoczynania planowania stworzenia „Za drinem drin. Za kreską kreska”, to jakie pojawiały się myśli dotyczące przekazania, uzmysłowienia czegoś przyszłemu odbiorcy?

– Uzmysłowić należy sobie przede wszystkim, że ta nasza młodość fizyczna ma dość krótki termin przydatności. Kiedy masz lat czterdzieści, nie możesz żyć, jakbyś właśnie skończył liceum. To znaczy możesz, ale takie życie pewnie nie potrwa długo. Artyści w RRX żyli pędząc 250 kilometrów na godzinę. Tak możesz funkcjonować, jeśli znajdujesz się na autostradzie. Jednak, co, jeśli powoli z niej zjeżdżasz?

fot. Wiktor Kęska

Kiedy czytasz recenzje, tudzież otrzymujesz wiadomości, w jakim stopniu Twe nie tyle intencje, co swego rodzaju podskórne przeczucie pokrywa się z rzeczywistością?

– Bardzo cieszą mnie opinie, że skonstruowaliśmy swoisty wehikuł czasu. Ludzie czytając „Za drinem drin”, odpalają stare numery, dżointy i wracają do swoich lat dorastania/dzieciństwa. Na koncercie w Katowicach widziałem ogromną beztroskę. Spotkania po latach, radość. Miło jest przenieść się 20 lat wstecz. Ważne przy tym, aby tam nie zostać. Należy pamiętać też, że to opowieść o młodych ludziach. Młodych i niekiedy może za szybkich, za wściekłych. Jednak… co byśmy zrobili na ich miejscu? Popularni, z pieniędzmi. Dariusz Michalczewski zapytany kiedyś o swoje zdrady, powiedział: „Taki mądry chcesz być? To pomyśl o tym, co ci się śni i wyobraź sobie, że masz to na jawie”. Łatwo być cnotliwym nie mając pokus. Tede, Borixon – oni tacy nie są teraz, oni tacy byli wtedy. I – patrząc z tej perspektywy – najważniejsze jest to, że mają co wspominać.

Tak między nami, to nigdzie nie wyjdzie, poza publikacją tego wywiadu… (śmiech) Obawiasz się tego, że za chwilę ktoś zarzuci Ci, że zaczynasz tworzyć hurtowo, jak niejaki Remigiusz Mróz?

– Porównanie do Remigiusza Mroza jest akurat wyjątkowo przyjemne. Gdybyś nazwał mnie Patrykiem Vegą, który badając sprawę Dawida Kosteckiego ponoć ani razu nie wybrał się do prokuratury, miałbym mieszane uczucia. (uśmiech)

Ledwo, co święciłeś premierę książki o Asi Jędrzejczyk, później „Wywiad z Medium”, teraz następna publikacja, więc patrząc na tempo pracy w ostatnich miesiącach: dlaczego upierasz się, żeby nie zdradzić czytelnikom, że na świąteczny okres będzie gotowy kolejny tytuł?

– W okresie świątecznym swoją drugą premierę będzie miała każda z wymienionych przez Ciebie książek. (Hubert puszcza oko) Zakupy świąteczne to czas, w którym przypominamy sobie, co takiego rzuciło nam się w ostatnich miesiącach w oczy, jaki zakup przeszedł nam przez myśl. „O, przecież Jędrzejczyk wydała książkę. Widziałam w Dzień Dobry TVN”. „Mój syn/mąż słucha/słuchał kiedyś rapu. A o tym Za drinem drin jest teraz głośno”. (śmiech)

A tak poważniej, chciałbym, aby mój kolejny tytuł był gotowy na 22.02.2022. Prawda, że to taka piękna data-palindrom?

Każdy z autorów, z którym rozmawiałem, przyznawał, że w pewnym momencie przychodził czas, kiedy musiał „odchorować” dany tytuł. Także… Kiedy przyjdzie kolej na Ciebie?

– Może coś takiego ma miejsce właśnie teraz? Co prawda „Za drinem drin” zbiera świetne recenzje, mimo swej kontrowersyjności łączy, nie dzieli ludzi. Słyszałem sporo głosów, że to od tej pozycji powinno zaczynać się zaznajamianie z polskim rapem. Już 5 dni po premierze dostaliśmy propozycję napisania drugiej części. To wszystko jest wspaniałe, z tym że… RRX nie jest elementem mojego obecnego życia. RRX to dla mnie piękna, ale jednak historia. Ja się tym jarałem kiedyś, dzisiaj prawie nie słucham rapu. Okres premiery „Za drinem drin” to dla mnie wspaniały czas powrotu do wrażeń z podwórka. Ale ten okres – z uwagi na świetną sprzedaż – mocno się wydłużył. Dziś czuję, że muszę wrócić do Huberta Kęski, który ma 32, nie 15 lat. Hubert Kęska w koszuli hawajskiej i bandamce na głowię to jedynie część mnie. I to ta część, która już od lat nie dominuje w moim życiu.

Odnośnie do kolei, zwłaszcza losu, to czym się teraz zajmuje, a może jakie propozycje rozpatruje Hubert Kęska?

– Tylko jedną. Propozycję, którą sam sobie złożyłem i której realizacji – z nieocenionym wsparciem przyjaciół z wydawnictwa – będę chciał się podjąć. To projekt popularnonaukowy, z którym nie wyrobię się pewnie jednak nawet do wspomnianego lutego 2022 roku. Traktuję to przedsięwzięcie jako dzieło życia i tym razem potrzebuję naprawdę dużo czasu, aby spokojnie popracować. To oczywiście nie oznacza, że przez najbliższe miesiące będę bezrobotny. Wspólnie z Newonce dogadujemy audycję „Zrozumieć boks”. To może być bardzo wartościowa pozycja nie tylko dla fanów sportów walki.

W mojej pracy jara mnie tłumaczenie, a zwłaszcza zgłębianie ostrych i nieoczywistych zjawisk. A boks to doskonała metafora życia. To sport, który trochę istnień zabrał, ale większość jednak uratował. Boks to twarde pięści, charakter, ale i zasady. Wolę, aby sporty walki nie były kojarzone z bitką w rzekomej klatce rzymskiej, czy kibolskim bojem pięciu na pięciu. Choć i powyższe odmiany pełnią pewnie społecznie jakąś funkcję. Ja porównuję niektóre gale do scen z filmu „Noc oczyszczenia”.

fot. Jacek Prondzyński

W ostatnim czasie udowadniasz, że tematów, interesujących pytań, zapału do pracy Ci nie brak. Jednak, gdybyś miał właśnie wskazać czegoś brak, poza czasem, to Twój wybór padłby na…

– Bezkompromisowość. Zobacz, mówię o zjawisku, którego nie jestem fanem i zaraz sam je tłumaczę, niejako je usprawiedliwiając. To cały ja. Dlatego z moich ust nie usłyszysz raczej słów: „debil”, „kretyn”. Mam bardziej cechy adwokata niż sędziego lub prokuratora. Kiedy wszyscy z kimś jadą, ja mnożę wątpliwości, szukam przeciwstawnych argumentów. A dzisiejszy świat oczekuje jasnych komunikatów. Najlepiej jasnych komunikatów i beki. Jedno ma wynikać z drugiego, związek przyczynowo-skutkowy ma być kluczem do odpowiedzi na każde z zadanych pytań. Tyle, że nie wszystko bywa logiczne. Patrz. Borixon, Pih i Chada robili 20 lat temu także złe rzeczy. Ale czy to oznacza, że byli źli? Życie jest bardziej złożone niż scenariusze filmów. Rzadko kiedy widzę tu dobrych i złych bohaterów. Co innego – pracowitych i leniwych ludzi. Sam muszę sprawić, aby znów należeć do tych pierwszych.

I odnalezienia właśnie tego Ci życzę, a tymczasem, że pozwolę sobie zakończyć wywiad banalnym pytaniem tym razem, pytanie, którego się absolutnie nie spodziewasz… Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę? (śmiech)

– Warto, ponieważ „Za drinem drin” to autentyczny wycinek życia i opis czasów, które już nie wrócą. To przede wszystkim książka o wielkiej pasji. O młodych ludziach, którzy czuli świat u swych stóp i którym nie brakowało odwagi, aby z tego korzystać. Znany raper dostaje ciuchy od sponsorów, po czym sprzedaje je za dżointy. Zakłada się z dwójką kumpli, kto do końca koncertu zgromadzi więcej par majtek. A po wszystkim wiesza pieniądze na choince zamiast bombek. Ktoś powie, że to gówniarskie, niemoralne zachowania. Jednak gdzie w tym szarość bloków, z którą dawniej kojarzył się rap, jak i cały nasz kraj? RRX to był świat, o którym wielu nie miało pojęcia. Rzadko się zdarza, że to plotki nie wytrzymują porównania z prawdą. W tym przypadku zaś były od niej znacznie łagodniejsze.

Join Our Newsletter!

Love Daynight? We love to tell you about our new stuff. Subscribe to newsletter!

You may also read!

Spektakularne widowisko „RENAISSANCE: A Film by Beyoncé” na ekranach Heliosa

Sieć kin Helios zaprasza na porywający seans z wielką gwiazdą współczesnej muzyki – wszechstronnie utalentowaną Beyoncé. Najnowszy dokument o

Read More...

IFPI prezentuje badanie dotyczące postaw odbiorców muzyki wobec sztucznej inteligencji. Ludzka kreatywność pozostaje kluczowa w dobie muzyki produkowanej przez sztuczną inteligencję – potwierdzają odbiorcy muzyki

Międzynarodowa organizacja reprezentująca branżę nagraniową na świecie – IFPI – opublikowała wnioski z przeprowadzonego po raz pierwsze badania dotyczącego

Read More...

„Chłopi” przekraczają 1,5 miliona widzów!

„Chłopi” w reż. DK Welchman i Hugh Welchmana to zdecydowanie najpopularniejszy polski film od czasu pandemii, która na nowo

Read More...

Leave a reply:

Your email address will not be published.

Mobile Sliding Menu