Ciotka Karola 4.1_Teatr Kwadrat fot. M.Klaban
Ile można poświęcić dla miłości? Czy cel zawsze uświęca środki? Jak bardzo zbiegi okoliczności mogą skomplikować realizację wcześniej obranego celu? Z tego typu dylematami zmagają się bohaterowie spektaklu „Ciotka Karola 4.1”, który można zobaczyć w Teatrze Kwadrat. Sztuka powstała na podstawie światowej sławy XIX-wiecznej farsy autorstwa Brandona Thomasa.
Spektakl w reżyserii Andrzeja Nejmana to adaptacja w nowej, niebanalnej odsłonie. Po raz pierwszy reżyser zmierzył się ze sztuką już w 2013 r. Obecna wersja, jak mówią twórcy ma „ultranowoczesny charakter”. W humorystyczny sposób klasyka spotyka się ze współczesnością.
Słów kilka o bohaterach.
Spektakl opowiada o studentach –
Jacku i Karolu, którzy zakochali się w swoich koleżankach z Oxfordu.
Zastanawiają się jak zaplanować spotkanie, w trakcie którego mogliby wyznać im
swoje uczucia. Konwenanse, które obowiązywały w XIX w. powodują, że nie mogą
tego zrobić bez prawnego opiekuna dziewcząt. W tym samym czasie swój przyjazd z
Brazylii zapowiedziała majętna ciotka Karola – Donna Lucia. Wydaje się to być idealną
okazją do realizacji planów Jacka i Karola. W stworzeniu wyjątkowej atmosfery
spotkania ma pomóc dodatkowo ich kolega Lord Fancourt Babberley. Kawalerowie są
wniebowzięci, kiedy dziewczęta przyjmują zaproszenie. Misternie ułożony plan
zaczyna się sypać, kiedy okazuje się, że ciotka odwołała swój przyjazd. Co
stanie się dalej? Czy Jack i Karol zrezygnują z kolacji
i będą czekać na inną okazję, aby wyznać miłość swoim wybrankom? Jedno jest
pewne, będziecie zaskoczeni biegiem wydarzeń, a i łezka w oku może się
pojawić…ze śmiechu oczywiście.

Połączenie klimatu XIX-wiecznej epoki ze współczesnością.
Sztuka w ciekawy sposób łączy XIX-wieczną rzeczywistość ze współczesnością. Można to dostrzec nie tylko w dialogach, kostiumach czy scenografii, ale również w muzyce. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy w trakcie spektaklu mogłam nie tylko usłyszeć, ale nawet zobaczyć Czesława Mozila. W zabawny, i dosadny sposób muzyka podkreśla charakter sztuki. Momentami definiuje lub tłumaczy zachowania bohaterów. Dzieje się to w rytm klimatycznej ballady, co według mnie było ucztą dla uszu.
Na uwagę zdecydowanie zasługuje gra aktorów. W sztuce możemy zobaczyć między innymi Grzegorza Daukszewicza i Jana Butruka odpowiednio w roli Jacka i Karola, Grzegorza Wonsa jako Sir Francisa Chesneya czy Marka Siudyma w roli Brassetta.
Niektóre elementy sztuki zostały
dopracowane wręcz po mistrzowsku. Można tak powiedzieć np.
o nienagannym portugalskim jakim posługuje się Lucyna Malec jako Donna Lucia.
Spektakl jest klasyczną komedią pomyłek.
Sztuka trzyma w napięciu od pierwszych chwil. Problemy bohaterów, wręcz w absurdalny sposób piętrzą się z minuty na minutę, co utrzymuje dynamikę wydarzeń. Dzięki temu widz nie może się nudzić. Rozbrajający dowcip bije nieomal z każdej ze scen.
Spektakl z pewnością warto
zobaczyć. To nie tylko doskonały sposób na rozrywkę, ale też na odrobinę
refleksji. Myślę, że niejeden z widzów poczuł tęsknotę za minioną epoką,
światem bez smartfonów
i internetu, z dystyngowanymi zachowaniami i panującymi zasadami, które często
ułatwiają życie. Długo po obejrzeniu spektaklu pozostały w mojej głowie słowa
piosenki wykonywanej przez Czesława Mozila: Gdyby
internet nagle szlak trafił, gdyby nie było sweet fotografii. Pofantazjujmy
niech nam się zdaje, że tu wróciły dawne zwyczaje…”