To było tak dziwne, że nie wiem od czego zacząć
Długo wahałam się, zanim podjęłam decyzję o pójściu do kina na ten film. Bo umówmy się, slasher, gore, film epatujący wyrywaniem wnętrzności, krwią i brutalnością… To nie przekonuje horrorowego laika, za jakiego się mam. Jednak jak tak poczytałam o samym Damienie Leone, który to wyreżyserował, to stwierdziłam, że idę. Choćby dla zobaczenia czegoś innego, nawet jeśli miałabym w połowie seansu wybiec do łazienki. A przecież takie właśnie opinie pojawiały się w mediach, że ludzie w amerykańskich kinach wybiegali do łazienki, mdleli i wymiotowali.
Masakra w Halloween
Zacznijmy od tego, że najnowsza produkcja Leone’a to sequel filmu z 2016. W najnowszej produkcji są małe nawiązania do poprzedniej części, ale nie są tak istotne, żebyście musieli koniecznie oglądać część pierwszą, żeby udać się teraz do kina na drugą i ją właściwie zrozumieć (na szczęście!). W dużym skrócie, w pierwszej części bohaterkami są trzy kobiety, które zaczyna terroryzować nie kto inny jak Art The Clown. I oczywiście, kto by się spodziewał, mordowanie całym asortymentem różnych dziwnych narzędzi, mnóstwo krwi, no typowe gore.
Warto dodać, że budżet na pierwszą część wynosił… 35 tysięcy dolarów. I niech nie zmyli Was przelicznik na złotówki. W Stanach Zjednoczonych taki budżet na film to lekko mówiąc śmiech na sali. Dla przykładu taka Piła, gdzie też mamy do czynienia z gatunkiem gore, miała już budżet rzędu 1,2 mln dolarów, a i tam przecież znajdziemy ultra żenujące sceny, więc czego można byłoby się spodziewać po filmie, którego budżet jest ponad 34 razy mniejszy? Z kolei budżet drugiej części historii morderczego klauna wynosił już 250 tysięcy dolarów. Nadal mało, ale widać progres. I Damien Leone pokazał, że mimo małych środków idzie zrobić „coś”. Może nie arcydzieło, z którym zgarnąłby oscara, ale zdecydowanie jest to „coś” co trochę bawi, żenuje, przeraża.
Gore, gore, a co to w zasadzie jest to gore?
Kilka razy napomknęłam o dwóch gatunkach, a mianowicie slasher oraz gore, dlatego teraz szybko wyjaśniam co jest co.
Slasher (ang. slash – ciąć ) – rodzaj horroru filmowego o fabule, w której liczba bohaterów zmniejsza się w „dziwnych” okolicznościach. Slashery spotykały się z ogromną aprobatą szczególnie w latach 70. i 80. XX wieku. (źródło: Wikipedia, wolna encyklopedia)
Gore (ang.rozlana krew, zakrzepła krew) – odmiana horroru filmowego, w której główny nacisk położony jest na drastyczną przemoc oraz sceny wywołujące obrzydzenie u widza (mutacje ciał, wyrywanie członków, okaleczanie, gwałt itd.), w odróżnieniu od bardziej subtelnego horroru psychologicznego (źródło: Wikipedia, wolna encyklopedia)
Morderczy klaun, który zabija
Terrifier 2 do mniej więcej połowy (a trwa ponad dwie godziny) nie jest w sumie przerażający. Jazda bez trzymanki zaczyna się później. Najpierw przedstawiana jest nam główna bohaterka Sienna, jej młodszy brat, mama oraz pokrótce jej historia, otoczenie, przyjaciele. Powoli zaczyna być wprowadzana postać klauna do tej rzeczywistości bohaterki, bo na początku funkcjonuje on raczej w oderwaniu, w opowieściach o tym, jak zabił kilka osób w Halloween. I im dalej, tym bardziej losy bohaterki łączą się z morderczym klaunem. Na początku jednak mamy sceny zwykłe, codzienne, z fajną muzyką w tle przeplatane z kilkoma scenami morderstw i lania się krwi.
Art the Clown nadciąga…
Odnoszę wrażenie, że Damien Leone zbudował tutaj trochę efekt drogi, jakby psychopatyczny morderca musiał przebyć tę drogę innych morderstw, żeby w końcu jego losy na dobre splotły się z losami Sienny. W wieczór Halloween nasza bohaterka ubiera samodzielnie zrobiony kostium wojowniczki i wyrusza na imprezę. Dziewczyna bawi się w najlepsze, a w jej otoczeniu dzieją się okrutne rzeczy. W końcu jednak jej strój wojowniczki musi się na coś przydać… I rusza na tę wojnę z morderczym klaunem.
Irracjonalne, straszne i śmieszne
W filmie mamy do czynienia z ciągłym zmienianiem nastroju widza. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której w jednej scenie jest coś tak irracjonalnego, żenującego, jednocześnie śmiesznego, że mimowolnie zaczyna się śmiać, a dosłownie kilka minut później komuś odcinana jest ręka?
To, czego nie można ująć produkcji to dobra charakteryzacja. Bo w tak małym budżecie, jak 250 tysięcy dolarów zmieścić dosyć realistyczną charakteryzację i wszystkie inne koszty związane z produkcją, tutaj należą się owacje.
Plusy i minusy
Plusy:
- Progres w stosunku do pierwszej części, widać, że czas wpłynął na korzyść w przypadku reżysera i dużo lepiej wszystko wygląda
- Krwawe sceny i ich charakteryzacja
- Ciekawie zbudowana postać szalonego, psychopatycznego mordercy klauna
- David Howard Thornton i to jak genialnie odegrał postać Art The Clowna
- Ścieżka dźwiękowa
- Psychiczny humor, ale taki serio psychiczny (sami zrozumiecie, jak zobaczycie choćby scenę w sklepie z przebraniami, tę z okularami, nie mogłam ze śmiechu)
Minusy:
- Lauren LaVera. Według mnie zagrała słabo, nie czułam, żeby czuła bycie Sienną. A to jest według mnie bardzo ważne, żeby aktor czuł to co gra
- Trochę za długi jak na ten gatunek
- Nie był tak obrzydliwy jak sugerowały reklamy i genialnie zbudowany wokół tej produkcji PR (może czytaliście opinie o tym, że ludzie wychodzili w trakcie seansu, mdleli, wymiotowali. Po obejrzeniu jestem przekonana, że to był po prostu świetnie przeprowadzony zabieg marketingowy)
- Pod koniec produkcja trochę się już „odkleiła”, szczególnie jedna z ostatnich scen ze Sienną i mieczem albo scena po napisach
Ocena końcowa
Produkcja nie była najgorsza, ale też spodziewałam się czegoś lepszego, niż dostałam. Niby jednak człowiek wiedział, że to niskobudżetowe i niezależne kino, a jednak się łudził… Nie skreślam jednak całkowicie filmu, ponieważ gra aktorska Art’a rekompensowała straty. Ogólna moja ocena to 3,5/5. Jeśli nie macie koulrofobii (lęk przed klaunami), nie brzydzą Was wnętrzności, larwy, duuuużo krwi to obejrzyjcie Terrifier 2. Masakra w Święta, bo jest to coś innego, niż serwuje nam większość producentów sztampowych horrorów.
A na koniec mem: