Na rynku pojawiła się nowa – bardzo ciekawa pozycja książkowa „HARMONIA ŻYCIA Jak uzdrowić ciało, umysł, duszę”. Autorka pokazuje czytelnikom, jak ważne jest zrozumienie swojego ciała, umysłu i duszy. Dokonywanie świadomych wyborów stanowi podstawowy fundament w tworzeniu dobrostanu. Cudownym środkiem w dążeniu do zdrowia i osiągnięcia harmonii są joga, medytacja i dieta.
Sama historia życia Autorki zdumiewa i wzbudza podziw. Jak czytamy w informacji prasowej: „Książka to nie tylko kompas, który pozwala wrócić w głąb siebie, ale i przewodnik, jak zbudować prostą drogę do harmonijnego życia. I jak na nią wracać, gdy życie niepostrzeżenie wciągnie nas w wir codzienności”. „Harmonię życia” napisała Beata Abramczyk, z którą udało nam się porozmawiać.
W Tonacji kultury: HARMONIA ŻYCIA – Twoja najnowsza książka, która jak żadna wcześniej – równie holistycznie nie pokazuje procesu przemiany, którego metą jest właśnie pełna harmonia. Jak długo w sumie ten proces trwał u Ciebie? Czy można powiedzieć, że on się kończy? Czy to zawsze będzie niekończący się proces?
Beata Abramczyk: Harmonia życia jest moją czwartą książką i rzeczywiście różni się od pozostałych. W tych trzech poprzednich książkach opisywałam swoją przemianę, ścieżkę mojego rozwoju i uleczenia z choroby Hashimoto przez to, co głównie oddziałuje na nas od zewnątrz: natura, nasza dieta, ruch, sen, stres, suplementy. Co musimy zrobić, żeby się dobrze diagnozować, jak to wszystko działa w medycynie konwencjonalnej i naturalnej, co możemy sprawdzić, dotknąć, opisać? Czyli wszystko to, co namacalne. Ta książka jest dlatego inna, ponieważ tu chciałam pokazać jak dochodziłam do mojej harmonii, jak ją poznawałam przez obserwację siebie od wewnątrz. Jak moje obserwacje tego, co działo się we mnie wewnątrz przekładały się na moją rzeczywistość i moje uzdrowienie. Jak poznawałam swoje ciało, umysł i duszę. Jakie narzędzia stosowałam i stosuję do dziś, aby zachować ten wypracowany dobrostan. Ten proces rozpoczęłam siedem, prawie osiem lat temu, więc już troszeczkę idę tą ścieżką. I na pewno nie można powiedzieć, że on się w którymś momencie kończy. Rozwój samoświadomości, poznawanie tego, co w nas, to tak ogromny kosmos, który nosimy w sobie, tyle rzeczy jest ciągle do poznania, że nie ma tutaj mowy o tym, aby ta droga się kończyła. Dla mnie jest to niekończący się proces dopóki jestem tu i wiem, że jest to proces, który przygotowuje mnie też do dalszej drogi.
WTK: Przeanalizujmy każdy z elementów tego procesu osobno, tak jak zrobiłaś to w książce – poświęcając im osobne rozdziały. Dzięki temu wszystko jest niezwykle czytelne. CIAŁO – kiedy krzyczy to już bardzo często za późno na zmiany albo zmiany będą naprawdę trudne. Jak usłyszeć SZEPT zaniepokojonego naszym stylem życia CIAŁA?
B.A.: Moje ciało w pewnym momencie życia bardzo krzyczało. Niestety był to etap, kiedy zupełnie nie umiałam go słuchać. I dopiero kiedy zrozumiałam, jak bardzo jest mi potrzebne do normalnego życia, jak ważne jest to, co do mnie mówi przez moją chorobę, i jak ważne jest zrozumienie tego języka – zaczęłam stopniowo się go uczyć.
Oczywiście kiedy jesteśmy w tym pierwszym etapie kiedy nasze ciało krzyczy, to wprowadzenie zmian jest najtrudniejsze i potrzebujemy odnaleźć w sobie wiele pokładów cierpliwości i silnej woli, aby podążać wybranym szlakiem, kiedy na początku trudno jest zaobserwować przychodzące zmiany. Ale dobra wiadomość jest taka, że one na pewno nadejdą i nigdy nie jest za późno, by w tę podróż wyruszyć. Ja zaczęłam swoją naukę słuchania ciała przede wszystkim od świadomego włączenia uważności na moje zmysły. Wybrałam je, ponieważ to właśnie dzięki nim doświadczamy, uczymy się, kształtujemy. Od nich zaczyna się wszystko, cała nasza podróż do poznania nas samych. Zmysły odgrywają ogromną rolę w kształtowaniu naszego zdrowia – ogólnie dobrostanu. Cudownym narzędziem do tej formy nauki jest medytacja, techniki mindfulness. Kiedy potrafimy zatrzymać się nad sygnałami płynącymi z ciała i w ciszy przez oddech zagłębić się w tę narrację, to usłyszymy każdy jego szept, a wtedy możemy spokojnie pozwolić sobie na zaopiekowanie się sobą holistycznie – swoim ciałem, umysłem i duszą.
WTK: UMYSŁ – natychmiast przypomina mi się książka, pt. POTĘGA PODŚWIADOMOŚCI. Umysł ma władzę nad ciałem czy ciało nad umysłem?
B.A: Umysł niesamowita część naszej istoty. Dziś już nikt nie twierdzi, że jest bytem nieuchwytnym i niemającym nic wspólnego z naszą fizycznością – zdrowiem czy chorobą ciała. Dziś wiadomo, że ma wpływ na każdą jego cząsteczkę, że ma moc oddziaływania – poprzez nasze najskrytsze myśli, emocje, pragnienia, marzenia, uprzedzenia, lęki czy obawy – na naszą rzeczywistość. Umysł to nasz pomost między światem zewnętrznym a wewnętrznym. Jest nierozerwalnie związany z ciałem – z jego zmysłami, mózgiem, sercem, systemem nerwowym, biologią, hormonami, fizjologią i chemią. Umysł to nasza inteligencja, ego i wolna wola, a także nasz łącznik z duszą. Gdy nasze zmysły odbiorą bodziec, zawsze prześlą go do umysłu, który oplecie je w myśli i emocje powstające na zasadzie wyobrażeń, skojarzeń, na drodze abstrahowania. Zapisze odpowiednie ścieżki w mózgu, by ten wysłał nam komunikat, co ma robić nasze ciało. Obserwując ten schemat działania, zauważyłam, że konkretne myśli prowadzą ciało do konkretnych, tych samych wyborów. Te same wybory tworzą te same zachowania ciała, a te same zachowania tworzą te same doświadczenia, wokół których krążą te same odczucia i emocje, nakierowując nas na te same myśli. Dlatego tak ważne jest to, co zostaje zapisane w naszym umyśle i dlaczego. Jaka jest związana z tym intencja, myśl, jaki towarzyszy temu przekaz kierowany do ciała i duszy.
WTK: DUSZA – mój ukochany rozdział w Twojej książce. List od DUSZY… O ile zaczynamy rozumieć, że CIAŁO i UMYSŁ są ważne, o tyle DUSZĘ wciąż wydaje mi się traktujemy po macoszemu albo tylko w kontekście teologicznym. A jaki jest jej wpływ na proces dążenia do HARMONII?
B.A.: To też mój ukochany rozdział. Poznając dwie nierozerwalnie związane przestrzenie: ciała i umysłu, docieramy w swojej podróży do momentu, gdzie już wiemy, że nie jesteśmy tylko ciałem i umysłem. Jesteśmy też istotami, które mają duszę. I bardzo często jest tak, że zapominamy o tym, że te dusze mamy i że one są nieśmiertelne. Przyszliśmy tutaj na ziemię w jakimś konkretnym celu. Kiedy poznajemy swój umysł, poznajemy swoje myśli i wtedy wiemy, że ten świat, który budujemy z naszych myśli może być różny. Może być zabarwiony wysoko wibracyjnymi emocjami miłością, radością, wdzięcznością, które nas budują, podnoszą, nadają przepiekany koloryt naszemu życiu, albo możemy iść w inne myśli, inne wibracje ciężkie, jak lęk strach, gniew, żal, zazdrość, pycha i one też kształtują nasz obraz. A jak wcześniej mówiłam umysł jest pomostem dla duszy, więc i ona również te obrazy przechowuje w sobie. Dusza jest naszym światłem. W niej są wszystkie informacje, co to jest dobro, zło, piękno, brzydota, wszystkie wysokie i niskie wibracje. Możemy z tej wiedzy korzystać, kiedy tylko się do niej zbliżymy, do jej źródła. To Źródło jest według mnie połączone z Bogiem, z tym największym światłem, najwyższą energią, miłością. I kiedy nasza dusza jest wysycona tym największym skarbem, tym najpiękniejszym światłem miłości, to nie może być w niej miejsca na żal, gniew, zazdrość… I tylko wtedy możemy od środka swojej duszy rozświetlić się i nieść to światło dla innych. Oczywiście żyjemy w takim świecie, a nie innym. Tutaj będą nas spotykać różne doświadczenia – nie tylko dobre, nie tylko przyjemne. Ale jeżeli wiemy, że kieruje nami światło, mamy pełne zaufanie do naszego Stwórcy, który stworzył nas i pozwolił nam tutaj być i doświadczać, zapisywać swoje obrazy, to wtedy nic nie jest w stanie nas wytrącić z tej podróży w harmonii. Zaufanie, wiara w to, że w każdym momencie jest mi dane to, co właśnie jest mi potrzebne, tu i teraz. DUSZA, tak rzadko o niej mówimy i tak rzadko ją przytulamy, rozmawiamy i jesteśmy z nią. A warto.
WTK: OCZYSZCZENIE, PRZEBACZENIE i WDZIĘCZNOŚĆ – dla mnie najważniejsze trio – powiem szczerze. Dlaczego tak trudno przebaczyć wyrządzone nam krzywdy? Co z nami robi żal, wściekłość, ból? Za co jesteś wdzięczna? I czy każdego dnia? Polecasz robienie dziennika wdzięczności każdego dnia?
B.A.: Tak, to jest najważniejsze trio Przepracowałam wszystkie te punkty , ponieważ doszłam do wniosku, że bez oczyszczenia, przebaczenia i nauczenia się bycia wdzięcznym (nie tylko za to, że ktoś nam daje prezent), po prostu nie można dojść do swojej harmonii wewnętrznej. Oczyszczenie dla mnie jest podstawą. Jest to głęboka przeprowadzona przeze minie retrospekcja od urodzenia do dnia dzisiejszego. Co tak naprawdę mnie budowało, z czym się musiałam zmierzyć, z czym się musiałam pogodzić, jakie to we mnie wzbudzało emocje, jakie myśli powstawały. Uświadamiałam sobie jakie schematy musiałam pokonać, w jakich schematach żyłam, jakie zostały mi narzucone i czy dalej chcę je powielać, czy właśnie się z nich oczyścić. Czy dalej chcę być w pewnych blokadach, czy może te blokady połamać. Przebaczenie nie tylko takie, które dotyczy tego, że ktoś mi coś złego powiedział, czy zrobił jakąś krzywdę, ale przebaczenie również sobie. Przebaczenie tego, że czegoś nie zrobiłam, nie zdążyłam, żyłam tak jak żyłam, że byłam taką osobą, jaką byłam i jestem. To przebaczenie sobie jest bardzo ważne. My musimy w tym zaufaniu, o którym mówiłam, w tej wierze wiedzieć, że jesteśmy kochani bezwarunkowo. To nie oznacza, że mamy postępować źle, że cokolwiek zrobimy to możemy sobie przebaczyć i już jest załatwione. To nie o to chodzi. Jeżeli dochodzimy po oczyszczeniu i po rozprawieniu się z pewnymi blokadami, schematami do tego, że czujemy się skrzywdzeni przez sytuacje, osoby lub samych siebie, to dokładnie wiemy, o co tu chodzi, gdzie tu jest prawda i ta prawda, która nami kieruje jest dobrem. Wtedy te emocje, które jeszcze niedawno rządziły nami jak wspomniany przez Ciebie żal, wściekłość, ból tracą swoją siłę. Dlatego to przebaczenie jest bardzo ważne. Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy trudno nam jest przebaczyć z różnego względu. Chociażby z tego, że tych osób nie ma, odeszły, albo nie mamy z nimi kontaktu. I wtedy z pomocą przychodzą techniki, które pomagają nam to zrobić. O tym też piszę w książce. Jest to bardzo ważny element tej naszej ścieżki. I później przychodzi wdzięczność. Wdzięczność, za to wszystko, co zrobiliśmy. Wdzięczność za odgruzowanie nas od wewnątrz, oczyszczenie naszego umysłu, ciała, naszej duszy z tego wszystkiego, co przez lata zbieraliśmy do plecaka i niepotrzebnie dźwigaliśmy na plecach. Jest to wdzięczność uwolnienia siebie, poczucia wolności. Wdzięczność, że w końcu dostrzegam moją świadomą wolną wolę, że jestem tu i teraz i dostrzegam czystymi moimi zmysłami to, co się tutaj dzieje. Że patrzę bez iluzji na świat zewnętrzny i na ludzi. Że dostrzegam piękno w każdej osobie, w każdej rzeczy, która mnie otacza. I ta wdzięczność niesamowicie buduje mocne ścieżki do harmonii życia. Ja jestem wdzięczna każdego dnia za doświadczenia, obfitość i błogosławieństwa. Zawsze wieczorem spisuje je skrzętnie, aby w cięższe dni, które każdego dopadają móc szybko popatrzeć w mój dzienniczek wdzięczności i iść dalej.
WTK: JOGA – jakie stereotypy związane z jogą denerwują Cię najbardziej? Kiedy odkryłaś swoją miłość do jogi? Jak ona się w Tobie rozwijała?
B.A.: Jest wiele stereotypów dotyczących praktykowania jogi zwłaszcza u nas w Polsce. To, co najbardziej mnie zadziwia to brak tolerancji i wręcz wrogie nastawienie do tej wspaniałej formy wspierania naszego ciała, umysłu i duszy. Przecież joga usprawnia nasze ciała, służy naszemu zdrowiu, pomaga nam w przepracowywaniu wszystkich trudnych emocji, jak gniew, złość, lęk. Uczy przebaczania, odczuwania wdzięczności, radości. A na głębszym poziomie łączy nas z Bogiem Wszystkich Ludzi. Kiedy odkryłam moją miłość do jogi? Może zacznę od tego, że jogę odkryłam w momencie, kiedy mój organizm całkowicie odmówił współpracy ze mną. Prawie nie wstawałam z łóżka i właśnie wtedy poprosiłam mojego syna, aby kupił mi płytę DVD Agnieszki Maciąg Poranna Joga. I tak zaczęła się moja przygoda z jogą. Praktykuje ją już siedem lat codziennie. Próbowałam wiele rodzajów jogi, ale to Joga Kundalini skradła moje serce. Właściwie od razu na początku tej przygody wiedziałam, że jest to moja droga, która stopniowo krok za krokiem zmieniła moje życie i nadal zmienia. Nauczyłam się doświadczać mojego wewnętrznego świata. Dzięki niej dokonywały i dokonują się ogromne zmiany w moim życiu. Uczy mnie żyć w harmonii i tą harmonię tworzyć. Siedem lat temu nigdy bym nie uwierzyła, że nie tylko będę jogę praktykować ale też stanę się jej nauczycielem. Dzisiaj mogę dzielić się z innymi Jogą KUNDALINI , jogą YIN czy jogą NIDRĄ. Każda z tych form jogi jest niesamowicie terapeutyczna i transformacyjna. A gdy ktoś prosi, bym opowiedziała czym jest joga odpowiadam, że o jodze się nie opowiada, ją trzeba doświadczyć, poczuć, a potem to już dzieje się magia
WTK: PRZEZ ŻOŁĄDEK DO SERCA – bo kochasz gotować? A może HASHIMOTO, z którym wygrałaś sprawiło, że musiałaś pokochać? Spora część Twojej książki to przepisy… Ulubione? Wg jakiego kryterium dobrane?
B.A: Ponieważ pierwszym momentem mojej przemiany było nastawienie się na zmysły i uzdrowienie mojego ciała czułam jeszcze podświadomie, że muszę zmienić w swoim życiu dietę. Po skończeniu dietetyki w Polskim Instytucie Dietetyki i dietoterapii byłam już tego pewna. Odrzuciłam z jadłospisu wszystko to, co mogło powodować w moim organizmie stany zapalne, czyli gluten, nabiał, cukier, alkohol, nadczulające mnie produkty i te przetworzone…. To zmieniło kompletnie moją dotychczasową kuchnię. Idąc za swoją intuicją w kierunku medycyny chińskiej, ajurwedy moja kuchnia stawała się wielkim dla mnie odkryciem. Gotowanie według pięciu przemian, nowe przyprawy, o których wcześniej tylko słyszałam, ale nie stosowałam ich, zioła, napary, soki to zupełnie nowy rozdział, który poznawałam. Po odkryciu tej nowej przestrzeni zaczęłam tworzyć zupełnie nową kuchnię. Zaczęłam tworzyć nowe dania, połączenia różnych przypraw, warzyw, ziół, zaczęłam tworzyć herbatki ziołowe. Piękne barwy, zapachy, smaki sprawiały, że czułam się jak w kuchennym laboratorium. Wszystko bulgotało, przemieniało się, wrzało, pachniało. Wszystko było tak niesamowicie piękne i tak kolorowe, że bardzo to pokochałam. Uwolniło to również we mnie pasje do robienia zdjęć moich gotowanych potraw. Zawsze uwielbiałam robić zdjęcia, ale dopiero dzięki tej przemianie w kuchni zaczęłam bawić się nie tylko potrawami, ale i uwiecznianiem tej powstałej magii na zdjęciach. Można je odnaleźć w każdej mojej książce. I tak kuchnia z dnia na dzień stawała się dla mnie cudowną przestrzenią, w której mogę czuć się twórcą przygotowywanych potraw, a zapachy smaki, kolory pobudzają i wyostrzają moje wszystkie zmysły. Odbierając to wszystko ciało jest naprawdę odżywione, a nie tylko nakarmione jakimiś produktami.
Spora część w książce jest poświęcona moim ulubionym przepisom. Po pierwsze pokazuję produkty mojej misy zdrowia, czyli te produkty, z których komponuję posiłki. Wszystkie te produkty owoce, warzywa, przyprawy, oleje, kasze, maki.. dają możliwość przygotowania szybkiego odżywczego posiłku dla siebie. Również można w tej części książki odnaleźć ponad 40 przepisów po siedem w każdej kategorii, podzielone według kolejności ich spożywania w ciągu dnia. Czytelnik znajdzie tu przepisy na soki świeżo wyciskane, sałatki śniadaniowe, przekąski, zupy, dania obiadowe, kolacje, i oczywiście słodkości.
WTK: Opowiedz mi proszę o najtrudniejszym momencie Twojego życia. Kiedy choroba powoli zabierała Ci wszystko – nie tylko zdrowie, ale też chęć do życia – jak sobie wyobrażam… Nie masz wrażenia, że paradoksalnie ta choroba DAŁA CI WSZYSTKO. Bo ostatecznie odnalazłaś własną drogę, którą podążasz z lekkością i radością.
B.A.: O miałam ich kilka, za każdym razem podnosiłam się i szłam dalej. Ale pewnego dnia usiadłam na fotelu i nie mogłam już się podnieść. Nie miałam już siły ani fizycznie ani psychicznie udźwignąć wszystkich pojawiających się coraz to nowych dolegliwości. Mając 51 lat stwierdziłam, że nie jestem w stanie już z tym wszystkim walczyć, że takie życie nie ma sensu. Wtedy jedyne, co mi przyszło ostatkiem sił do głowy to modlitwa. Oddałam się Bogu. Oddałam to wszystko co się dzieje i to co się ma zadziać właśnie Jemu. Ja już nie wiedziałam, co mam robić, jaką ścieżką podążać. Prosiłam Boga, żeby pokazał mi tę drogę. Obiecałam, że wejdę w każde otwarte przede mną drzwi, które zauważę, nawet jeżeli nie będę rozumiała, nawet jeżeli będę myślała, że jest to jakieś bez sensu, nieracjonalne. Ja po prostu zaufam i będę szła. Będę mocno trzymała Go za rękę i będę razem z nim podążała tą wybraną przez Niego drogą. I to był cudowny moment z dwoma skrajnymi emocjami bólem i radością. A wszystko, co zaczęło dziać się później było i jest niesamowitym darem i cudem.
Czy choroba paradoksalnie dała mi wszystko?
Choroba Hashimoto na pewno była tym elementem, który mnie zatrzymał.
Była zatrzymaniem całej mojej istoty. I dzisiaj mogę powiedzieć, że dzięki temu zatrzymaniu zaczęłam się z nią zaprzyjaźniać, a nie walczyć, doszukiwać się w sobie, co mogę zrobić żeby ją uspokoić, a nie tylko zamieść pod dywan jedną tabletką. Konsekwentnie na ścieżce do uzdrowienia uczyła mnie słuchać swojego ciała, świadomie pracować z umysłem i pozwoliła mi odnaleźć drogę do mojej duszy. Jestem jej bardzo za to wdzięczna i nigdy już z tej poznanej ścieżki nie wyobrażam sobie zejść. Jest to tak wielki dar i jest na tej ścieżce tyle obfitości, błogosławieństw, miłości, radości i dobra, że wypełniając się tym wszystkim każdego dnia czuję, że moje życie ma sens i jest pełne harmonii. I życzę wszystkim by taką swoją ścieżkę odnaleźli.
Rozmowę przeprowadziła Anna Matusiak-Rześniowiecka
Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozprzestrzenianie artykułu bez zgody autora jest zabronione!
Prawo chronione przez ustawę z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych: Dz.U. z 1994 r. Nr 24, poz. 83