Stevena Spielberga nie trzeba raczej nikomu przedstawiać
Przyznaję, że na Fabelmanów szłam z pozytywnym nastawieniem, bo czułam, że się nie zawiodę. W końcu Spielberg był reżyserem takich filmów, które są moimi osobistymi perełkami. Wiecie, takie filmy, które, mimo że zna się na pamięć, to jednak ogląda się je przynajmniej raz w roku i tak samo zachwycają. No właśnie, dla mnie takimi filmami Stevena Spielberga są: „Złap mnie, jeśli potrafisz” oraz „Terminal”. I cóż… Muszę przyznać, że „Fabelmanowie” dołączają do tej teraz już zacnej trójcy.
Film piękny w każdym wymiarze
Tak, ten film jest po prostu piękny. Piękny na każdy sposób. Zaczynając od aspektów technicznych, jak operowanie kamerą, kadry, oświetlenie, ścieżkę dźwiękową (moje serce skradł utwór Johna Williamsa — Mitzi’s Dance), przez grę aktorską, kończąc na przesłaniu, jakie niesie. „Fabelmanowie” to film zainspirowany biografią Stevena Spielberga. Tytułowa rodzina Fabelmanów to przedstawienie rodziny Spielbergów, a młody Sammy Fabelman to po prostu sam Steven. Dzieło nie skupia się na całym życiorysie reżysera, ale na strategicznym dla jego dalszych losów wycinku.
Muzyka tak piękna, że zostaje w głowie i sercu na długo
Oprawę muzyczną stworzył John Williams, ten sam, który tworzył utwory do między innymi: „Kevin sam w domu”, „Harry Potter i Więzień Azkabanu” czy „Lista Schindlera” (swoją drogą ten film też reżyserował Spielberg). I cóż mogę dodać, John Williams po raz kolejny stworzył takie utwory, które zostaną ze mną na długo.
Kim jest Sammy Fabelman?
Sammy to fikcyjna kreacja, która odnosi się do nikogo innego, jak do samego Stevena Spielberga. Gabriel LaBelle to kanadyjsko-amerykański aktor, który na swoim koncie ma już kilka ról, ale to właśnie z tej w Fabelmanach jest najbardziej znany. Pomijając czynniki fizyczne, jak hipnotyzujące spojrzenie aktora, uważam, że idealnie pasował do roli młodego, początkującego reżysera, który dopiero wchodzi na tę drogę. Chłopaka, który ma w sobie ogromne pokłady pasji, ale który nie jest do końca rozumiany. Chłopaka, który czuje to, co robi, czuje całym sobą tę pasję, miłość do filmowania. I wreszcie chłopaka, który aspiruje do zostania kimś wielkim.
Motyw matki i jej fenomenalna kreacja
Jestem zachwycona tym jak Michelle Ingrid Williams odegrała rolę Mitzi, czyli matki. Aktorka przedstawiła piękną romantyczkę, dusze artystki, która porzuciła swoje marzenia, na rzecz stabilizacji. Została matką, co jako artystkę trochę ją ograniczyło. I uważam, że ta piosenka Mitzi’s Dance pasuje nie tylko do sceny, w jakiej została użyta, ale też ogólnie do całej kreacji Mitzi. Kobieta, która głęboko w sobie nosi wielki ból i gorycz niespełnienia, a jednak dla swoich dzieci i męża stara się być najlepszą wersją siebie. Trudna rola, takie przynajmniej odnoszę wrażenie. A Michelle odegrała ją przepięknie.
Motyw ojca, ostoi stabilności i realizmu
Przez większą część filmu nie mogłam się przekonać do Paula Dano, który wcielił się w ojca głównego bohatera. Nie jako do aktora, ale właśnie do samej postaci Burta Fabelmana. Wydawał mi się gburem i pracoholikiem, który ciągle ściągał wszystkich marzycieli i artystów w dół. Trochę jak w tym internetowym memie, gdzie mówi się do kogoś: „A kto to przyszedł, Pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy, pogromca uśmiechów dzieci”. Dopiero pod koniec filmu zrozumiałam, jak złożona była to postać i przekonałam się do niej. Bo w istocie, on chciał po prostu jak najlepiej dla swoich dzieci. To również piękna i wyjątkowa kreacja, której losy na ekranie wzruszają.
To nie jest typowy wyciskacz łez
Gdy mowa o filmie, który klasyfikuje się jako „piękny” to często myśli się o pozycji, która powoduje, że nie starcza nam chusteczek do ocierania łez. W „Fabelmanach” tego nie uświadczycie, bo nie na tym polega ich piękno. Polega ono na sposobie kreacji, na narracji, opowiedzeniu historii tak, że czuje się, jakby czytało się pamiętnik czy stare listy po latach odkopane na strychu. Jest to film, na jakim się odpoczywa, który koi. I piszę to z całą mocą słowa „koi”, ponieważ dawno nie wyszłam z kina tak uspokojona i głęboko szczęśliwa. Bardzo dużo produkcji wymusza różne skrajne emocje czy skoki adrenaliny, nawet komedie. W tym przypadku tego nie uświadczymy.
Po obejrzeniu mam kilka ulubionych scen, ale ta jedna, gdy Mitzi zaczyna rozumieć, czemu Sammy z takim zainteresowaniem patrzył na wykolejenie zabawkowego pociągu… To było coś pięknego, miało taką psychologiczną głębię. Jestem zachwycona. Tak samo ostatnia scena rozmowy Sammego z pewną osobą. Nie mam słów, by opisać to jak bardzo podobały mi się te sceny i cały film.
Plusy i minusy
Plusy:
- Kadry, prowadzenie kamery (to w końcu Spielberg)
- Ścieżka dźwiękowa (jestem zakochana w utworach Johna Williamsa)
- Gra aktorska Gabriella LaBelle’a, Michelle Williams, Paula Dano oraz Judda Hirsha
- Piękna historia jaką opowiedziano widzom przez tych 151 minut
- Pozycja dająca psychiczny komfort i odpoczynek
- Ilość wątków, która nie gubi widza, a płynnie prowadzi go przez cały film
Minusy:
- Nie mam się do czego przyczepić, dlatego znajdę coś na siłę. Film był za krótki. Poważnie, nie obraziłabym się gdyby trwał 6 godzin, bo tak bardzo mi się podobał.
Podsumowanie
Idźcie do kina na Fabelmanów. Koniecznie. Jeśli chcecie rozpocząć rok 2023 przepiękną, genialną, fenomenalną produkcją to „Fabelmanowie” są właśnie tym na co czekacie. I uwierzcie mi, nie pożałujecie. Ten film jest piękny na każdy możliwy sposób.