Tytułowy, najbardziej ceniony dokument Krzysztofa Kieślowskiego jest często wykorzystywany jako punkt wyjścia do dyskusji na temat twórczej odpowiedzialności filmowca oraz etyki dokumentalisty – szczególnie wtedy, gdy w centrum swojego obrazu stawia on autentyczną, żyjącą osobę. Nic w tym dziwnego, zwłaszcza jeśli przyjrzymy się początkowej recepcji filmu i obawom, jakie po jego premierze zrodziły się u samego autora.
Mimo etycznych wątpliwości i zrozumiałych powodów, dla których Kieślowski aż do swojej śmierci wstrzymywał telewizyjną emisję filmu, warto dziś powrócić do Z punktu widzenia nocnego portiera. Nie jest on bowiem jedynie ilustracją pewnego powszechnego w okresie PRL-u zjawiska, ale nadal aktualną przestrogą przed określonymi typami postaw i zachowań – tych, które po 45 latach od jego premiery wciąż niestety nie tracą na popularności…
Człowiek z pasją
Ukazywany przez Kieślowskiego mężczyzna, choć sprawuje niskie i niezbyt znaczące stanowisko, jest wyjątkowo „zaangażowany” w swoje codzienne obowiązki zawodowe. Służbowo jako portier skrupulatnie, wręcz obsesyjnie sprawdza i nadzoruje wchodzących do fabryki kolegów z pracy. Pasja do kontrolowania innych nie opuszcza go także w czasie wolnym, nierzadko spędzanym na wyłapywaniu łowiących bez pozwolenia wędkarzy lub nieudolnej tresurze owczarka niemieckiego. Przyjemność i satysfakcja, jakiej dostarcza portierowi nieustanne „nadzorowanie i karanie”, zostaje wyrażona nie tylko poprzez jego zachowanie wobec otoczenia, ale też słyszane zza kadru wypowiedzi. Z dopełniających obserwowane wydarzenia słów bohatera możemy się dowiedzieć, między innymi, że:
„Każdy człowiek ma do czegoś, wie Pan, zamiłowanie. Ja mam zamiłowanie do tej kontroli”
lub
„Regulamin jest ważniejszy jak człowiek”
Z „zamiłowaniem do tej kontroli”, nękania i pilnowania dyscypliny idzie oczywiście w parze niechęć bohatera do wszelkich przejawów wolności czy indywidualizmu („Mnie to się nie podobuje proszę Pana, że długie włosy noszą, proszę Pana, spodnie proszę Pana, rozszerzane czy wąskie…”), a także bezkrytyczne poparcie dla aktualnie panującej władzy. Na tym nie kończą się jego kontrowersyjne przekonania i osądy – zawsze prezentowane dumnie, bez zawahania lub chwili autorefleksji.
Film zapółkowany przez…Kieślowskiego?
Pierwotną intencją Kieślowskiego było napiętnowanie postawy, jaką reprezentował negatywny bohater jego dokumentu – postawy, która zdaniem reżysera upowszechniła się w kraju po wydarzeniach marca 1968 roku. Widoczne u mężczyzny cechy i zachowania czyniły z niego idealne narzędzie w rękach totalitarnego reżimu, z samej swej natury opartego na tłumieniu ludzkiej swobody, indywidualizmu czy wszelkich przejawów niezgody wobec ustanowionego porządku czy opresyjnej władzy. Choć przedmiotem krytyki i wyszydzenia nie miała być tu osoba samego portiera, autora filmu szybko naszły obawy odnośnie możliwych konsekwencji jego dzieła. Jak na ironię, owe wątpliwości zaczęły dręczyć Kieślowskiego niedługo po festiwalowych sukcesach Z punktu widzenia… w 1979 roku („Złoty Lajkonik” i nagroda FIPRESCI w Krakowie). Okazało się wówczas, że publiczność przeważnie reaguje na film śmiechem. Nie chcąc narażać bohatera na krzywdę ze strony bliskich i pozostałych widzów, autor sam zapółkował swoje dzieło, które moment wcześniej za sprawą Janusza Wilhelmiego z Ministerstwa Kultury i Sztuki spędziło na półce blisko 2 lata. Kieślowski do końca życia pilnował, aby dokument nie został pokazany telewidzom.
Wątpliwości odnośnie nocnego (?) portiera
Oglądany dzisiaj film Kieślowskiego faktycznie nastręcza problemów podczas próby jego kategorycznej oceny. Z jednej strony w wyrazisty, niekiedy bardzo kreatywny formalnie sposób zwraca on uwagę na istotny, szeroko obecny w społeczeństwie problem. Z drugiej jednak trudno zignorować te fragmenty dokumentu, które nie odnoszą się do opresyjnej postawy bohatera, a jego osoby. Czymś, co silnie go indywidualizuje, jest chociażby jego język – często prymitywny, pełen błędów, a wręcz sugerujący analfabetyzm. Jest on jedną z głównych przyczyn szyderczego rozbawienia, jakie można dostrzec w reakcjach widowni.
Równie pomysłowo, co nieco manipulatorsko, zostaje wykorzystana w filmie muzyka. Melodyjna, przyjemna, kojąca kompozycja autorstwa Wojciecha Kilara – obecna już wcześniej w Bilansie kwartalnym (1974) Krzysztofa Zanussiego – wyraźnie kontrastuje tu ze słyszanymi równolegle tekstami bohatera, budzącymi grozę, niesmak lub zażenowanie. Zabieg ten podbija emocjonalną siłę wypowiedzi portiera, wówczas jeszcze negatywniej odbieranych, jednak raczej nie pogłębia jego filmowego portretu.
Największe wątpliwości budzą pewne konkretne decyzje Kieślowskiego, nakierowane głównie na wywołanie u widza negatywnych skojarzeń i sztucznych podobieństw między ukazywanym portierem a – mówiąc szeroko – brutalnym, totalitarnym reżimem. Jednym z nich jest sam tytuł filmu, przywołujący Nocnego portiera (1974) Liliany Cavani, opowiadającego o nazistowskim zbrodniarzu, który po wojnie ukrywa się właśnie na tytułowym stanowisku. Jest to o tyle wymuszone, iż bohater dokumentu nie pracuje nocą. Innym naddatkiem jest zawarty w Z punktu widzenia… wątek owczarka niemieckiego, jakiego sprawiono mężczyźnie specjalnie na potrzeby filmu. Fragmenty ukazujące jego nieudolną tresurę nie tylko mają za zadanie wzbudzić negatywne emocje ze względu na samą rasę psa (wykorzystywanego zarówno przez SS w przeszłości, jak i ówczesną milicję), ale też niepotrzebnie dodatkowo wyszydzają bohatera. Jest to jednak rażące tylko wówczas, gdy oglądamy dokument wyposażeni w pozafilmową wiedzę na temat kulisów jego realizacji. Czy zatem należy brać coś takiego pod uwagę przy ocenie kompletnego dzieła? Czy w ogóle należy się tym przejmować, skoro jego główny bohater wyraził zgodę na wystąpienie w filmie, a końcowy rezultat ponoć mu się podobał? To tylko jedne z wielu niełatwych pytań, jakie prowokuje obraz Kieślowskiego.
O wczoraj, na dziś
Obawy Kieślowskiego odnośnie możliwych skutków emisji filmu, przede wszystkim wobec jego centralnej postaci i jej dalszego życia, wydają się częściowo zrozumiałe. Czy jednak w ówczesnej sytuacji – gdzie „portierskie” patrzenie na świat i stosunek do innych ludzi były niebezpiecznie powszechne – powstanie Z punktu widzenia nocnego portiera nie mogło być rozpatrywane w kategorii mniejszego zła? Warto w tym miejscu przywołać opinię wybitnej montażystki polskiego kina dokumentalnego, również omawianego dzieła, Lidii Zonn-Karabasz:
„(…) Z jednej strony Nocny portier z powodów etycznych mi się nie podobał, ale z drugiej strony odważnie i celnie atakował system, który nie podobał mi się jeszcze bardziej. (…)”
(Surmiak-Domańska, 2018, s. 211)
Warto mieć tę perspektywę na uwadze, oceniając Kieślowskiego i jego film od strony etycznej.
Dzisiejsze okoliczności społeczno-polityczne są – mówiąc ogólnikowo – odległe od tych, w których autor Z punktu widzenia nocnego portiera tworzył swój odpowiadający na potrzebę współczesności, kontrowersyjny dokument. Nie jest to jednak powód, aby go lekceważyć. Stanowi on w końcu świadectwo tamtego czasu – pewnej obecnej w społeczeństwie patologii, która w ówszesnych realiach stawała się normą. Co zaś ważniejsze, obecnie i nigdy w przyszłości nie będziemy w stanie całkowicie uchronić się od zagrożenia w postaci zachowań oraz antywartości piętnowanych w filmie Kieślowskiego. Ulec im może każdy z nas. Czymś, co udzieli przed nimi przestrogi i wyostrzy uwagę na ich przejawy, może być właśnie Z punktu widzenia nocnego portiera. Dzięki temu szybciej przestaniemy się dziwić obecnością fanatyków kontroli, dyscypliny i nękania w naszej codzienności, a szybciej zrozumiemy ich postawę oraz zaczniemy skutecznie ją zwalczać.
Źródła:
– Lubelski Tadeusz, Historia kina polskiego 1895-2014, Kraków: UNIVERSITAS, 2015.
– Surmiak-Domańska Katarzyna, Kieślowski. Zbliżenie, Warszawa: Wydawnictwo Agora, 2018.