W ostatnich miesiącach Katarzyna Bonda rozpieszcza nas pod względem nie tylko, jeśli chodzi o ilość publikacji, ale także tego, czyje losy są omawiane na kartach następnych powieści. I choć, co poniektórzy odbiorcy w internetowych komentarzach już wyrażają swoje niezadowolenie, że stale poznajemy nowe losy Huberta Meyera, to należy oddać twórczyni, że stale trzyma wysoki poziom.
fot. Wydawnictwo MUZA
O czym opowiada ten tytuł?
W książce autorka przedstawia nie tylko interesującą fabułę. Również zwraca uwagę na wyznaczone problemy społeczne. Przede wszystkim na pierwszy plan wysuwają się takie jak wykorzystywanie swojej władzy, stanowiska, a także kwestia zaniedbywania dziecka. I jeżeli chcecie zapoznać się z samym opisem fabuły, to zapraszamy Was do zerknięcia do serii #wtonacjipromocji, jak i do kliknięcia tego linku: https://wtonacjikultury.pl/2021/09/29/wtonacjipromocji-nastal-czas-polowania-na-balwierza-z-narwi/.
Jaki jest to kryminał?
Dlatego też w tym tekście, który należy do serii #wtonacjirecenzji, nie przedstawię faktów, historii i problemów, z jakimi zmagają się poszczególni bohaterowie. Jeśli miałbym zdradzić coś na temat akcji, dodam, że jest dynamiczna i momentami z trudem przychodzi znalezienie takiego miejsca w powieści, by ją ot tak odłożyć na dłuższą chwilę. Jednak to nie wszystko. Losy Huberta Meyera rozgrywają się w okolicach Narwi, czyli podlaskiej wsi. I tu proporcje klimatu między trzymającą w napięciu sensacyjną fabułą a życiem w takiej okolicy, zostały odpowiednio zachowane. Katarzyna Bonda nie tworzy w filmowy sposób czegoś w rodzaju „piekielnie niespokojnej wsi”. Jest to pełne uroku, ponieważ jak wiemy zło kryje się wszędzie, ale nie zawsze podąża za nim widmo np. bardzo krwawych, tudzież mafijnych porachunków. Tego akurat mamy pod dostatkiem i to nie tylko w samym świecie literatury.
Czyli jest to nieklasyczny kryminał?
I tak, i nie. Nie oszukujmy się. W literaturze każdy temat został już poruszony na tysiące sposobów. Nie sposób wymyślić czegoś, co w nietuzinkowy sposób zerwie więzi z poprzednimi utworami z tego zakresu. I też nie mamy prawa, jako odbiorcy, wymagać, by czegoś tego pokroju dokonała Katarzyna Bonda. Ale to dobrze. Dzięki temu, że historia „Balwierza” nie jest oderwana od rzeczywistości, możemy bardziej wczuć się w klimat tejże powieści. Co mam na myśli? Tego dowiecie się, sięgając po tę pozycję. Jednak mogę zapewnić, że nie bez kozery ta lektura jest oceniana przez krytyków literackich na poziomie, ustabilizowanym dzięki średniej liczbowej, między takimi notami, jak siedem i pół, a osiem i pół. Z kolei oceny czytelników wahają się między takimi cyframi jak osiem i dziewięć. Jaka jest moja ocena? Do tej kwestii odniosę się za kilka chwil.
Jacy są bohaterowie tego kryminału?
W tym tytule autorka zaprezentowała nam dalsze losy Huberta Meyera. Wspominany psycholog i profiler śledczy to w ostatnim czasie najbardziej eksploatowany bohater powieści twórczyni pochodzącej z Podlasia. I choć nie od dziś czytelnicy skarżą się, i nie jest to zarzut kierowany wyłącznie pod adresem Bondy, że poznawanie historii wyłącznie z jednej perspektywy może stać się z czasem nużące; tak należy oddać, że autorka doskonale wie, w jaki sposób budować narrację, by nie uśpić odbiorcy.
Czego, więc dowiadujemy się o warsztacie twórczyni?
Katarzyna Bonda w umiejętny sposób ukazała, że nawet jeśli sądzimy, tudzież podejrzewamy, że już niczym nas nie zaskoczy; tak praktycznie za każdym razem potrafi przekonać nas, że znacząco się myliliśmy. Dlatego też uprzedzam, że „Balwierz” nie jest zwyczajną kontynuacją losów Huberta Meyera. Co dokładnie mam na myśli? Odpowiedź na to pytanie u każdego odbiorcy może być inna, dlatego też po prostu zachęcam do lektury wspominanej powieści.
Nadeszła chwila krytyki?
Ponownie nie ująłbym tego w ten sposób, ale jak czytelnicy tej serii wiedzą, nie chcę uchodzić za dworskiego dziennikarza. Dlatego też krytykujące słowa znaleźć się muszą. Poza tym chyba nikomu nie muszę przypominać, że Katarzyna Bonda od lat gości na salonach literackich i niejedno już w swoim życiu o swoim warsztacie zdążyła usłyszeć.
Słowa krytyki, czyli… Czego dotyczą?
Dlatego też na wstępie napiszę, że odnoszę wrażenie, że już trochę za często pojawiają się dalsze losy Huberta Meyera. W mojej opinii za często spotykamy się z kontynuacją losów jednego bohatera. I przyznaję, że czuję już przesyt losami tego psychologa, profilera śledczego. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, zwłaszcza jako miłośnik serii literackich, ale odczuwam brak poznania innych przygód innych bohaterów. Przyznaję, że wolę, by losy poszczególnych bohaterów były odkrywane na przemian, a nie tak seryjnie, jak tu w przypadku historii Huberta Meyera.
To jedyne negatywne słowna pod adresem „Balwierza”?
Choć odnoszę wrażenie, że Katarzyna Bonda dała swego rodzaju pstryczka w nos dla takich malkontentów, jak ja. W końcu gdzie zaszywa się na początku powieści sam Hubert Meyer? W leśnej głuszy w okolicach Narwi, czyli niedużej wsi znajdującej się na Podlasiu. I to z jednej strony mi się podoba, a z drugiej przyznaję, że momentami w czasie lektury odczuwałem może nie tyle potrzebę, ile chęć jest dogłębniejszego wkroczenia w świat małej, zamkniętej społeczności. Jednak sama powieść liczy „tylko” lekko ponad trzysta stron i niestety nie każdy element można rozwinąć w takim stopniu, jakim życzyłby sobie tego czytelnik. Dlatego z tego miejsca apeluję do autorki: dłuższe dzieła pozwalają na głębsze wejście w nieznane rejony. A kto, jak kto, ale Katarzyna Bonda to przyzwyczaiła swoich czytelników do historii zawartej w tomiszczach… Także kto, jak nie ona, ma predyspozycje ku temu, by wrócić do pisania tomiszczy?
Podsumowanie, czyli jaki ogłaszam werdykt?
W mojej opinii Katarzyna Bonda prezentuje swój styl, który ponownie jest wyczuwalny od pierwszej strony „Balwierza”. Z pewnością autorka potrafi budować napięcie i tworzyć kryminalne historie. Jednak to wiemy nie od dziś. Dlatego też dodam, że w mojej opinii twórczyni wyspecjalizowała się w przedstawianiu lokalnych femme fatale; które jak wiemy, są jak zło, czyli… Są wszędzie.
Autorka zasługuje na same pochwały?
Ano nie, ponieważ w tej recenzji znalazły się również słowa krytykujące. Jak wspominałem wyżej, trochę się już zmęczyłem jako odbiorca tym, że ciągle są prezentowane losy jednego głównego bohatera. Co za wiele, to nawet miłośnik serii nie przeczyta… Poza tym na przykładzie chęci wgłębienia się w życie małej, zamkniętej społeczności, prezentuję, że niektóre wątki są opisane za płytko. Nie tyle, że zostały opisane za powierzchownie, ile przyznaję, że wolałbym np. bardziej „wsiąknąć” w klimat danego miejsca.
Na jaką notę zasługuje „Balwierz”?
Argumenty za i przeciw przedstawiłem wyżej. Dlatego też w ostatnim akapicie powiem tyle, że tej powieści wystawiam notę osiem w dziesięciopunktowej skali. Poza tym dodam, że trzeci z rzędu, a szósty w kolejności tom serii przygód Huberta Meyera podobał mi się mniej, że „Nikt nie musi wiedzieć” i „Klatka dla niewinnych”. I nie jest to tyle zarzut, co subiektywne odczucie czytelnicze. Stąd też wyższe noty chętnie rozdam wspominanym utworom, jak i zostawię je w gotowości. Któż wie, jaką niespodziankę za „kilka chwil”, zaprezentuje nam wspominana twórczyni…